Final Fantasy Explorers to tytuł już odrobinkę leciwy – w Japonii ukazał się w 2014, w Europie 2016, a przyjazną cenę dla przeciętnego gamera osiągnął dopiero w 2017 ;) Przyznaję, że kręciłam trochę nosem – rozgrywka MMO-like nie jest raczej dla mnie, a na fana bliźniaczego gameplayowo Monster Huntera również raczej się nie zapowiadam. Jednak sami wiecie – to kolejny Final Fantasy od Square, więc żal nie spróbować. I choć nie jest to gra dla każdego, okazuje się bardzo solidną i trochę niedocenioną pozycją.

Od czasu premiery Final Fantasy Explorers fani zdążyli odrobinę się podzielić – jedni twierdzą, że gra czerpie garściami z serii Monster Hunter (pierwsza odsłona w 2004), inni natomiast, że gameplay jest mocno inspirowany Final Fantasy: Crystal Chronicles (2002). Niezależnie od tego, kto ma rację, ta odsłona Ostatniej Fantazji to klasyczny RPG akcji z naciskiem na sieciową kooperację – mimo dość rozbudowanego single playera tytuł pełen potencjał pokazuje dopiero podczas rozgrywek online. Faktem jest też, że gracze poszukujący typowej dla Finala wielowątkowej fabuły mogą się zawieść – to raczej spin-off serii głównej, z którym dobrze się bawić można zarówno podczas krótkich serii z konsolą, jak i masterując ekwipunek i godzinami polując na coraz to większe potwory.

Główny plot fabularny koncentruje się dookoła Grand Crystal – nieskończonego źródła energii, będącego marzeniem każdego z Explorerów (poszukiwaczy?) na ziemi. Zaczynając podróż od wyspy Amostra, spróbujemy utorować sobie ścieżkę wprost do niego. Ziemię trawi olbrzymia ilość potworów, walki nie będą proste i przyjemne, a na pokonanie czeka kilkunastu Eidolonów. I to w zasadzie tyle, gra kładzie olbrzymi nacisk na rozgrywkę, więc raczej nie ma powodów zajmować się dłużej historią. Jest ona jedynie wymówką, aby wepchnąć Wam kolejnego questa, misję główną lub po prostu odblokować dostęp do nowych gratów, które uczynią naszą postać jeszcze bardziej wypasioną. Jakkolwiek twistów fabularnych brak, tak kilka charakterystycznych dla serii akcentów się znajdzie – po kątach czają się dobrze znane Moogle, komentujące wszystko dookoła w nieco ironiczny sposób, czy biegające po polach Chocobo. Cała reszta NPCów jest niestety bezbarwna, postacie nie zapadają w pamięć, ich zaczepki nie są interesujące. W zasadzie wszystko jest tylko pretekstem do ubijania kolejnych potworów…

…a skoro już o zabijaniu mowa, możemy robić to na różne sposoby. W tym celu wybieramy jedną z aż 21 klas – gra oferuje kilku magów, postaci dystansowe, walczące wręcz – czyli wszystkie joby, jakie być powinny. Wachlarz dostępnych profesji jest bardzo podobny do tego z serii Bravely. Podczas rozgrywki można swobodnie zmieniać klasy i, ucząc się coraz to nowych umiejętności pochodzących z różnych z nich, tworzyć swoje unikalne kombinacje. Wiadomo, użycie Firagi będzie kosztować Knighta sporo many, więc trzeba robić to z głową. O ile wybór klas jest imponujący, niestety ekwipunek w którym będziemy przebierać jest dosyć marny. Cała idea sprowadza się do tego, aby zdobyć bardziej pasujące do naszej profesji itemy i rozwijać je przy pomocy dostępnego lootu i punktów CP zdobywanych podczas rozgrywania questów. O niektóre z nich trudno – regularnie będziemy przechadzać się po mapie świata, aby dorwać potwory, z których mogą wypaść interesujące nas przedmioty.

Sam przebieg walk jest czysto zręcznościowy. W zasadzie wszystko rozbija się o wciskanie konkretnych kombinacji klawiszy w dowolnym czasie – do każdego z bumperów można przypisać cztery odpowiadające nam umiejętności, a równoczesne wciśnięcie obu górnych przycisków aktywuje tryb specjalny. Osobiście do takich gier preferowałabym większą wersję konsoli niż moja własna (n3DS). Mimo dość małych dłoni często ręce ześlizgiwały mi się z przycisków, nie jest to najwygodniejszy dla mnie układ sterowania. Na szczęście po pewnym czasie zdążyłam się trochę przyzwyczaić. Bezcenna będzie też obecność C-Sticka (lub Circle Pada Pro) – choć kamera automatyczna i dostępna opcja namierzania przeciwników radzą sobie naprawdę nieźle, to czasami przyda się nieco szybsza reakcja gracza. Bez gałki lub dodatkowego akcesorium zwyczajnie będzie to utrudnione.

W potyczkach możemy brać udział sami, wziąć na pomoc kilka dostępnych w bestiariuszu potworków, tak samo jak zabrać ze sobą na łowy troje internetowych randomów. W singleplayerowym trybie chodzi o to samo, co zwykle, czyli “przynieś, wynieś, pozamiataj”. Questy z głównego wątku podzielone są na poziomy trudności, które należy stopniowo odblokować – dzięki temu odkryjemy nowe klasy, zbierzemy dodatkowe graty, no i poznamy szczątkową fabułę. Generalnie warto zainteresować się singlem, bo choć miałki fabularnie, pozwala na odkrycie wszystkiego, co graczowi potrzebne w multi. Niestety solo najwygodniej jest grać potężnymi postaciami dystansowymi – jako healer czy bohater walczący kontaktowo nie rozwiniemy skrzydeł bez odpowiedniego teamu. Małym zastępstwem mogą zostać potworki, które najmujemy lub preparujemy, na wyższych levelach stanowiące całkiem przyzwoitą pomoc w walce z wymagającym bossem, ponieważ odwrócenie uwagi monstrum zawsze jest w cenie. Internetowych kompanów też, jak na razie, nie brakuje. Co prawda aby wyruszyć w drogę należy zebrać drużynę, ale jeżeli założycie pokój, chętni powinni się znaleźć dość szybko. Jakkolwiek samotne wypady dla zdobycia najlepszych surowców do zbroi Sepirotha mocno się wkręcają, tak rozgrywka w kooperacji, gdzie każdy ma swoją z góry określoną rolę, potrafi wciągnąć na długo.

Lokacje na oferowanej mapie świata są powtarzalne, jednak wyglądają ładnie. Gra oferuje standardowy Finalowy bestiariusz – spotkamy więc tu znanych z głównych odsłon serii Eidolonów i zawalczymy z Behemothem obecnym w każdym szanującym się Final Fantasy. Przewodni temat muzyczny również jest znany fanom serii. Soundtrackiem tradycyjnie już warto się zainteresować, bowiem stoi na charakterystycznym dla FF wysokim poziomie, przy tym lepiej docenia się go już po grze, w trakcie spokojnej sesji ze słuchawkami na uszach.

Final Fantasy Explorers to kawałek dobrej, solidnej gry. Z pewnością spodoba się fanom serii – jest uroczym, wciągającym tytułem, ale pewna powtarzalność nie pozwoli mu zająć pierwszego miejsca w kategorii “najlepsze spin-offy Final Fantasy”. Zdecydowanie traci na braku dobrej fabuły czy dość monotonnych głównych misjach. Poleciłabym go jednak każdemu, kto ceni sobie dobrą rozgrywkę online.

Plusy:
  • wpadamy w pułapkę jeszcze jednego bossa
  • dobrze zaplanowany system rozgrywki
  • duża ilość profesji do wyboru
Minusy:
  • właściwie brak fabuły
  • powtarzalność questów
Ocena ogólna
Final Fantasy Explorers, Trik, 2017-08-02

Platformy: 3DS
Rok wydania: 2016
Producent: Square Enix