Kto czyta tego bloga regularnie, ten wie, że najlepsze gry trafiają do mnie ostatnimi czasy przez przypadek. Nie inaczej było ze Stellą – o kupnie gry zadecydowało demo, zainstalowane z eShopu (i to w pewnym sensie nowość, bo częściej jednak zdarza się, że tracę ochotę na pełną wersję po przetestowaniu wersji demonstracyjnej). Takimi tytułami 3DS stoi – dlaczego więc po kilku godzinach stałam się gorącą fanką Stella Glow i  żałuję, że nie mam kolekcjonerki? ;) O tym przeczytacie w dalszej części mojego tekstu.

Z grami Atlusa bywa różnie – raz gorsze, raz lepsze, czasami wręcz kultowe – ale zawsze wychodzi ich sporo. Zwłaszcza początkującym (a może nie tylko?) może być trudno odróżnić gniot od obiecującego tytułu. W przypadku Stelli trudno było powiedzieć cokolwiek konkretnego – w zasadzie wiemy tyle, że jest to ostatnia gra nieistniejącego już studia Imageepoch, trafiła do Europy ze sporym poślizgiem, zbierając całkiem przyzwoite oceny za oceanem. Nazywano ją duchowym spadkobiercą Luminous Arc z DSa, jednak nie powie to wiele nowym graczom, który przespali przedostatnią generację handheldów (tak jak ja). Ogólnikowo – jest to dość klasyczny sRPG, z niezbyt skomplikowanym systemem rozgrywki, za to z bardzo przyjemną, baśniową fabułą.

DwMnUGOSa cycki, jest fanserwis! Zgadnijcie, kim jest ta pani po prawej ;)

Madoka’s Style

Kilka dni przed premierą zdecydowałam się na pobranie dema, przygotowanego przez twórców gry. I pierwsze wrażenie – to jest jak Madoka Magica! ;) Lekko psychodeliczne sceny tuningowania głównych bohaterek przywodzą na myśl tę charakterystyczną oprawę graficzną, z jakiej jest znana właśnie Madoka. Moim zdaniem gra jest, jak na skromne możliwości techniczne handhelda, prześliczna. Krótka próbka opowieści (poprawcie mnie, jeśli się mylę, w demie zawarto może dwie godziny story line?) pokazuje niestety niewiele – w pełnej wersji gry czeka na Was blisko 40 godzin gameplayu (jak zwykle jestem w tyle wg wszelakich statystyk i już prawie 60h na liczniku, aczkolwiek została mi już dosłownie końcówka gry). Zdecydowałam się jednak zaryzykować, bowiem bardzo łatwo mnie przekupić ładnymi modelami postaci i fajną oprawą muzyczną ;)), złożyłam zamówienie przedpremierowe. Był to preorder spóźniony (gra dotarła dopiero po czasie), ale niezwykle udany!

20150525_060618_thumbConduct her! Conduct her!

Na ratunek Mithrze!

Głównym bohaterem Stella Glow jest gość imieniem Alto. Właściwie można powiedzieć, że cierpi na amnezję, ponieważ nie za bardzo pamięta, co z nim się działo, zanim zamieszkał w wiosce. Na szczęście ludzie okazali się dla niego życzliwi i przygarnęli go pod swój dach, zamieszkał wraz z nastoletnią Lisette i jej mamą. Alto prowadzi spokojne życie łowcy, przynosząc co lepsze fanty z pobliskiego lasu i próbując odwdzięczyć się za opiekę, którą go obdarzono. Pewnego dnia spotyka w lesie wiedźmę Hildę. Z bliżej nieokreślonego powodu nie robi mu ona krzywdy, nawiązują rozmowę. Hilda sugeruje, że najwyższy czas ewakuować się z wioski, nie tłumaczy jednak, dlaczego. Głupiutki Alto nie zamierza słuchać mądrzejszych od siebie ;) i nie robi sobie nic z ostrzeżenia. Dni mijają szczęśliwie – do czasu. Hilda wkrótce pojawia się w Mithrze i zaczyna siać spustoszenie, śpiewem zamieniając wszystkich w kryształ. Dobrej opowieści nie byłoby bez super mocy, prawda? Na skutek wstrząsu doznanego katastrofą, Lisette zmienia się w Water Witch, nasz bohater z nijakiego, pospolitego łotrzyka staje się prawdziwym wymiataczem – Conductorem, zdolnym obudzić w wiedźmach ukryte moce. Na szczęście wszystkich skrystalizowanych można przywrócić do życia – warunkiem jest zebranie czarownic wszystkich czterech żywiołów i wykonanie specjalnej piosenki. Zawiązujemy więc sojusz z królową i wyruszamy na ratunek mieszkańcom wioski! Po drodze czeka na Alto milion spraw i problemów do rozwiązania, przeciwników usiłujących przeszkodzić mu w szczytnej misji – mimo że fabuła wygląda na prostą i banalną, jest bardzo dobrze poprowadzona – szczerze interesowało mnie to, co będzie dalej, zdążyłam też przez 10 chapterów całkiem zżyć się z postaciami. Wszyscy bohaterowie mają swój charakterek, co generuje automatyczną sympatię i pewne przywiązanie ;) Po ponad 50h niesamowicie mi żal, że to już koniec, a zważywszy, iż studio odpowiedzialne za ten tytuł już nie istnieje, nie żywię żadnych nadziei na kontynuację. O fabule jednak nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa – ma wszystko, czego oczekuję od gry tego typu. Relaksuje (jest dość prosta), ale też potrafi przykuć na dłużej do ekranu konsolki.

2954587-harbingers+2Zobaczymy, czy zawsze będziesz taki straszny ;)

Ale jak?

Fabuła fabułą, lecz Stella Glow to przede wszystkim strategia. Rozgrywka jest sama w sobie dość prosta, nie ma w sobie nic z bardzo skomplikowanych Megatenów – ten, kto oczekuje złożoności, może mocno się zawieść. Mamy tutaj klasyczny system levelowania postaci, gdzie wraz z rozwojem zdobywamy kolejne skille. Czas spędzony z przyjaciółmi również się liczy i przewidziano za to szereg bonusów (nowe umiejętności, piosenki do wykorzystania w bitwie, etc). Jeśli chodzi o ekwipunek, jego dobór sprowadza się do kupna najlepszego wyposażenia w sklepie, bądź zdobycia go za wykonanie zadań dodatkowych podczas misji. Urozmaicać go można za pomocą Orbów – bronie mają sloty, gdzie wkładamy konkretne itemy, dające np. więcej do statystyk czy szansę na efekty statusu. Ciekawszym elementem gameplayu są piosenki śpiewane przez wiedźmy, z których możemy korzystać wraz z postępem fabuły. Dają one różne możliwości: blokują przeciwnika na kilka tur, leczą wszystkich członków zespołu, wzmacniają szansę na criticale. Generalnie misje sprowadzają się do pokonania głównego bossa lub wszystkich przeciwników na mapie, jeśli dobrze nam idzie i wykonujemy też zadania dodatkowe, otrzymamy lepszy ekwipunek. I to w zasadzie tyle! Nie jest to tytuł, gdzie aby mieć w ogóle jakąś szansę ukończenia gry, musimy poświęcić godziny na męczące grindowanie. Tutaj, jeżeli mamy głowę na karku, nie trzeba krążyć praktycznie wcale – przechodzimy story line dość płynnie. Moim zdaniem, jest to świetnie wyważone – jeżeli już zaczynam tęsknić za powrotem do fabuły, po prostu wybieram kolejny event na mapie. Mając ochotę pograć odrobinę dłużej, przechodzę do wolnych plansz z potworami. I wszyscy są zadowoleni. No dobra, może nie wszyscy – ale ja na pewno.

Stella-4Prostota, ot i wszystko.

Muzyka? Proszę bardzo.

Stella Glow jest tytułem, w którym muzyka odgrywa bardzo dużą (żeby nie powiedzieć – wręcz kluczową) rolę, co jest uwarunkowane fabularnie. W świecie Alto bowiem tylko wiedźmy potrafią śpiewać – i za pomocą piosenek robią magię. Prosi się więc aż o kilka słów na temat soundtracku. Jest to klasyczny k-pop, jednak nie w swojej upierdliwej denerwującej postaci – proponowane kawałki nie drażnią, wręcz wpadają w ucho. Nie są one mistrzostwem świata, ale podczas rozgrywki mi nie przeszkadzały, mogę wręcz powiedzieć, że umilały mi granie w ten tytuł, a nie jestem szczególną fanką japońskiej muzyki. Najbardziej przypadły mi do gustu kawałki Popo i Mordimort, Cherry Blossom w wykonaniu Sakuyi troszeczkę mniej. Zdaję sobię sprawę, że jest to kwestia kompletnie uznaniowa – jednak nie sądzę, aby zaproponowany soundtrack w wyjątkowym stopniu drażnił czyjeś uszy –  dobrze uzupełnia to, co dzieje się w grze i wszystko wydaje się być na miejscu.

Stella-Glow_10-15-15Here I go!

Dlaczego Stella?

Grając w Stella Glow nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to gra ponadprzeciętna złożona z całkiem przeciętnych elementów. Fabuła bowiem nie jest odkrywcza ani wyjątkowo wymagająca, jest nawet banalna – ale sposób jej opowiedzenia bardzo przypadł mi do gustu. Rozgrywka sama w sobie również nie męczy – to RPG w tej bardziej casualowej odsłonie. Całości dopełniły dobrze zaprojektowane postaci bohaterów, do których można z biegiem czasu się przywiązać – w efekcie dostaliśmy świetnie dopracowany tytuł, przedkładający zdecydowanie fajność i przyjemność płynącą z rozgrywki nad ambitne i silące się na oryginalne rozwiązania. Nie jest to gra dla hardkorów, lubiących pomęczyć się z tytułem i mających satysfakcję z ubicia wyjatkowo wymagającego bossa. Stella wydaje się pozycją raczej dla graczy niedzielnych (o ile tacy w ogóle grają w jRPGi ;)) – którzy dostaną tu wszystko, czego od dobrego tytułu oczekiwać wypada, czyli przyjemną, baśniową fabułę, dobrą oprawę graficzną, prosty (ale nie prostacki) system rozgrywki.  Co prawda twórcy mogliby pokusić się o nagranie większej ilości dialogów bądź przygotowanie większej ilości przerywników filmowych – jest to coś, co stanowi siłę tej produkcji – jednak na tę grę nie da się narzekać zbyt długo. Zdecydowanie polecam – jest to jeden z moich najlepszych zakupów na handhelda Nintendo obecnej generacji.

Plusy:
  • przyjemna fabuła
  • prosta rozgrywka
  • świetna oprawa audiowizualna
Minusy:
  • właściwie nic odkrywczego, ale kogo to interesuje, skoro dobrze się gra? :)
Ocena ogólna
Stella Glow, Trik, 2016-04-17

Platformy: 3DS
Rok wydania: 2016
Producent: NIS America