Czasami bywają takie chwile, kiedy znudzeni wielogodzinnymi tytułami surfujemy po eShopie, w poszukiwaniu czegoś lżejszego. Zwłaszcza fani 3DSa muszą wiedzieć, o czym mowa. Niestety nie uświadczymy zbyt wielu tytułów w niskiej cenie, które oferują rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Co prawda mamy do wyboru zakładkę “under 12 zł”, ale nie wszystkie z pozycji są tam warte uwagi.
Na szczęście zdarzają się również tanie perełki – i o jednej z nich chciałabym dziś Wam krótko opowiedzieć.
Znacie studio Level-5? Jeśli tak – to dobrze, jeżeli nie, zapytam ponownie. Może kojarzycie taką nazwę, jak Ghibli? To twórcy kultowych, japońskich animacji, w których nie ma przemocy. Głównie mają one klimat filozoficzny, zawierają liczne odwołania do kultury. Level-5 we współpracy z Ghibli swojego czasu podjęło się stworzenia tytułu Ni no Kuni i chyba głównie dzięki temu zrobiło się u nas o nich trochę głośniej. Mają na swoim koncie również produkcje takie jak “Professor Layton” czy “Fantasy Life”, mające tu co prawda swoich koneserów, ale jednak nie wychodzą one raczej poza swoją niszę. To właśnie Level-5 przygotowało dla nas “Attack of the Friday Monsters” – grę z jednej strony niskobudżetową i krótką, a z drugiej nie pozbawioną specyficznego uroku, tak charakterystycznego dla produkcji tego studia.
Huś, huś…
“Attack of the Friday Monsters” to przede wszystkim sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa twórców gry. Wcielamy się w małego chłopca imieniem Sohta, który dopiero co wprowadził się z rodzicami do małego, japońskiego miasteczka Fuji No Hana. Byłoby ono najspokojniejszym i najzwyklejszym miejscem na ziemi, gdyby nie… no właśnie, potwory. W każdy piątek na ulicach miasta pojawiają się potwory. Mało tego, większość codziennych spraw Fuji krąży dookoła nich – dzieciaki zbierają z nimi karty, stacja telewizyjna przygotowuje relacje na żywo, dorośli również są zainteresowani tym, co się dzieje. Wszyscy uczestniczą w spekulacjach dotyczących ich pochodzenia – może to iluzja, a może inwazja kosmitów? Każdy posiada na ten temat swoją indywidualną teorię. Oprócz głównego wątku dotyczącego potworów, w grze znalazła się również masa treści pobocznych. W zasadzie każda z napotkanych postaci to osobna historia, np. tata głównego bohatera który w tajemniczych okolicznościach musiał zająć się prowadzeniem pralni, zły dzieciak w szkole (który może jednak wcale nie jest taki zły?), tajemniczy lokaj wałęsający się po mieście. To wszystko układa się w jedną, spójną całość i dąży do rozwiązania głównej tajemnicy potworów. Tyle fabuła.
Potworna karcianka!
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, nie jest ona niczym odkrywczym – przez większość czasu zwiedzamy miasto z perspektywy trzeciej osoby, często posiłkując się mapą umieszczoną na dolnym ekranie. Przez większość czasu gra prowadzi nas za rękę i dokładnie oznaczone jest, gdzie mamy udać się w danym momencie. Bywa jednak, że sami musimy znaleźć ciąg dalszy fabuły. W skrócie – do odkrycia pozostaje 26 epizodów dotyczących mniej lub bardziej przyziemnych spraw. Za zakończenie każdego otrzymamy glimsy, je natomiast wymieniamy na karty do gry z potworami. Podczas stopniowego przechodzenia kolejnych epizodów można wyzywać do gry napotkane postaci; jest to prosta minigra, zasadami przypominająca kółko i krzyżyk – za to również otrzymamy glim, ale tylko jeśli wygramy daną partię.
Kolejny glim do kolekcji.
Gameplayowi towarzyszy nieźle pasująca do klimatu opowieści rysunkowa oprawa. Podobnie sprawa ma się z muzyką – urzeka i dopasowano ją do zmieniających się okoliczności. Wszystko dobrze się ze sobą zgrywa i, jedyny moim zdaniem zgrzyt, to nieco wkurzający, piskliwy głosik narratorki, która od czasu do czasu tłumaczy zawiłości fabularne.
Wielka stopa atakuje!
Kilka zarzutów skierowałabym też w stronę zakończenia opowieści. Prawdę mówiąc, miałam swoją teorię na temat potworów opanowujących miasto. Nie sprawdziła się ona – rzeczywisty ending jest dużo bardziej absurdalny. Odnosi się trochę wrażenie, że autor nie miał pomysłu, jak poprowadzić tę fabułę do końca. Nagromadzenie fantastycznych elementów raczej nie wyszło grze na dobre. Miała w końcu być podróżą do czasów dzieciństwa, a nie filmem sci-fi ;) Po zakończeniu głównego wątku mamy nadal możliwość biegania po mieście i rozgrywania krótkich partyjek gry w karty, jednak takie rozwiązanie niezbyt przekonuje do kontynuowania rozgrywki.
Mimo kilku wad, gra jest urocza i nawet nieco kulawe zakończenie nie psuje dobrego wrażenia, jakie po sobie pozostawiła. Jest krótka (wystarczy na może 4-5 godzin), dość prosta, a jednak niesamowicie klimatyczna, czego brakuje wielu dłuższym i głośniejszym produkcjom. Polecam – zwłaszcza wszystkim maniakom anime i wszystkiego co japońskie. W tej cenie żal zresztą nie brać – cena w eShopie to tylko 32 zł, przy tym bywają rozmaite wyprzedaże, na których można dorwać ją taniej.
- klimatyczna gra
- powrót do dzieciństwa
- tania
- za krótka!