Kawał czasu minął od recenzji Boku dake ga Inai Machi, jednak człowiek czuje się, jakby to było wczoraj. Animowana adaptacja Erased nie zapisała się w moich wspomnieniach najlepiej, lecz z tyłu głowy ciągle nosiłam myśl, że ta historia nie została poprowadzona w odpowiedni sposób. Na szczęście podczas ogólnej kwarantanny przytrafiła się dobra okazja, aby zaopatrzyć się w pakiet mang wydanych przez Studio JG pod tytułem “ERASED Miasto, z którego zniknąłem” i sprawdzić, jak wszystko ułożyło się w pierwowzorze.

Od razu należy zaznaczyć, że na chwilę obecną mamy do dyspozycji w polskim tłumaczeniu jedynie osiem tomów mangi. Tom dziewiąty to side story; wg zapewnień ze strony wydawnictwa ma się on ukazać latem 2020 – trzymamy za słowo! Nie chcielibyśmy trzymać na półce kolejnej niekompletnej serii, zwłaszcza tak świeżej i interesującej.

Na samym początku nie widać zmian w fabule względem anime. W zasadzie opowieść została zekranizowana bardzo wiernie (z wyjątkiem samego rozwiązania sprawy) i w komiksie również śledzimy przygody aspirującego mangaki, 28-letniego Satoru Fujinumy, przeżywającego zmiany linii czasowych. Całość rozpoczyna się podobnie – na życiu chłopaka traumą odciskają się seryjne zabójstwa mające miejsce w jego szkole, co powoduje, że nie wszystko układa się w jego dorosłym życiu jak powinno. Wszystko rozgrywa się mniej lub bardziej przeciętnie; do momentu, w którym ofiarą morderstwa staje się matka głównego bohatera. Idealny moment na revival, prawda? Tak też się dzieje i próba rozwikłania zagadek w skórze 10-latka rozpoczyna się na dobre.

Po pierwsze i najważniejsze – wszystkich rozczarowanych biegiem animacji i samym jej zakończeniem muszę uspokoić. Cała sprawa w mandze zostaje rozwiązana nieco inaczej i zdaje się dużo bardziej przemyślania niż w wypadku scenariusza. Finał, choć nadal tak samo przewidywalny, jest zdecydowanie bardziej logiczny i nie pozostawia niesmaku, co powoduje, że w wypadku Erased wybór komiksu jest sensowniejszy. Autor dobrze wie, jaką ścieżką podążać i kiedy swoją opowieść zakończyć. Komiks też zdecydowanie bardziej eksponuje intencję autora – co prawda “Miasto z którego zniknąłem” to rasowy kryminał, jednak da się wyraźnie odczuć, że prawdziwym zamiarem mangaki było ukazanie, jak nawiązywanie relacji między ludźmi może odmienić ich losy. Główny bohater, z natury nieco aspołeczny, za pierwszym razem nie radzi sobie z nimi zbyt dobrze, ale z czasem okazuje się, że to one są kluczem do uratowania przyjaciół z rąk mordercy. Niestety nadal od pierwszego tomu można z łatwością przewidzieć, kto jest głównym złym w tej serii, jednak na szczęście mniej przewidywalnych twistów fabularnych jest również cała masa.

Nie da się nie zauważyć różnic w graficznym przedstawieniu bohaterów. W animowanej adaptacji wszystko jest “uładzone”, kreska bardziej przystępna dla przeciętnego odbiorcy – w mandze rysunki wydają się mniej standardowe. Taki sposób ich wykonania znacznie ułatwia wyeksponowanie emocji targających każdą z postaci; razem z tekstem składa się to w spójny przekaz autora. Wszystkich przyzwyczajonych do modnej obecnie kreski może to nieco odrzucać, ale po pewnym czasie zaczyna się dostrzegać, jak precyzyjnie wykonane są ilustracje – w końcu twórca Erased pracował wcześniej jako asystent twórcy JoJo: Bizarre Adventure, gdzie nabywał doświadczenia. O tym, jak i o innych faktach z życia autora, można poczytać w dodatku załączonym na końcu każdego z tomików – obejmuje on na przykład perypetie mangaki przy tworzeniu ekranizacji anime.

Tłumaczeniu ciężko cokolwiek zarzucić. Co najważniejsze – dialogi nie są “drętwe”, literówek praktycznie nie ma, a całość stoi na naprawdę dobrym poziomie i nie psuje radości z czytania tak dobrej mangi.

Autorowi udało się stworzyć ciekawą, dość oryginalną historię. Dorosły protagonista, niespodziewane zwroty akcji, relacje między ludźmi, które mogłyby mieć miejsce naprawdę, bez sztucznego zadęcia i spiny, umiejscowienie znacznej części fabuły w latach 80-tych – to wszystko powoduje, że warto sięgnąć po Erased. Zwłaszcza, że zakończenie w adaptacji anime mogło zostawiać trochę do życzenia i sporej części fanów nie przypadło do gustu. Dopiero tutaj wszystko nabiera właściwego znaczenia!