Jak do tej pory, miałam okazję zetknąć się jedynie z wersjami demonstracyjnymi Monster Huntera. Prawdę powiedziawszy, to jedna z serii, które odrzuciły mnie od siebie i nigdy później do nich nie powróciłam. Przy okazji premiery czwartej części gry już prawie miałam ją w koszyku; niestety jednak gry nie kupiłam. W końcu trafiła w moje ręce wersja recenzencka Monster Hunter Generations – jak tym razem zakończyło się nasze spotkanie?
Monster Hunter Generations trafiło do sprzedaży dobre kilka miesięcy po japońskiej premierze. W moim mieście dało radę spotkać streetpassa grającego w Monster Hunter X dużo wcześniej, niż wskazywałaby na to europejska data premiery – hype był naprawdę spory. Na tyle duży, że sama zaczęłam rozważać kupno gry, mając w pamięci, że poprzednio już kilkakrotnie się nie polubiliśmy! Atmosferę podgrzewała zresztą świetna limitka n3DS XL – moim zdaniem najładniejsza do tej pory wersja konsoli.
Na początek kilka faktów – dla laików MH Generations wydaje się dużo bardziej user-friendly, niż poprzednie odsłony serii. Przede wszystkim do dyspozycji mamy całkiem sporą ilość samouczków, które pełnią rolę dobrego, wprowadzającego tutoriala, co oszczędza czasu w poszukiwaniu poradników w internecie. Starzy wyjadacze serii natomiast mogą je pominąć i natychmiast przystąpić do gry, gameplay jest bowiem łudząco podobny do poprzednich odsłon MH. Nic w tym zresztą dziwnego; w końcu Generations miało stanowić swoiste podsumowanie dorobku serii.
Zadaniem gracza (po raz kolejny) jest utworzenie własnego avatara-łowcy i polowanie na coraz silniejsze bestie, wyposażając się w coraz lepszy ekwipunek. Zdobyte surowce można craftować w określony sposób panując nad tym, co otrzymamy. Wszystkie czternaście broni obecnych w MH 4 Ultimate znalazło się również tutaj; dodano wyczekiwany Prowler Mode, który umożliwia graczowi wcielenie się w maskotkę serii – kotka Felyne, co całkiem się sprawdza – dzięki kotkom można wykonywać specjalne zadania przeznaczone tylko dla nich, bądź rozwijać mniej zaawansowane ścieżki kariery. Może to stanowić dobrą opcję dla osób, które nie chcą od razu rzucać się na głęboką wodę. Nowością są też Hunting Arts – specjalne ataki, mogące zadawać potężne obrażenia obszarowe, buffować lub leczyć swoich sojuszników. Hunting Styles natomiast to nowe style dodane broniom – “przed wyruszeniem w drogę” do dyspozycji pozostają cztery sztuki tychże. Guild Style zgrubsza przypomina styl rozgrywki, który znamy z poprzednich odsłon serii. Striker pozwala na użycie mniejszej liczby ciosów – za to umożliwia używanie trzech Hunting Arts, ładujących się szybciej, niż w przypadku innych styli. Aerial specjalizuje się w wyprowadzaniu ataków z powietrza – bestia może posłużyć bohaterowi jako podest i pozwolić się wybić w górę. Ostatni z nich – Adept – pozwala na silne kontrataki w momencie, gdy uda nam się uniknąć ciosu. Dzięki Hunting Arts rozgrywka sieciowa może być dużo ciekawsza, a każdy może znaleźć swój najlepszy sposób, aby stać się kluczową postacią dla swojego teamu. Zmuszają one weteranów serii do nauczenia się kilku nowych technik i wprowadzają odrobinę świeżości do serii.
Bestiariusz dostępny w MH Generations jest nieco mniejszy, niż w poprzednim MH 4 Ultimate. Zawiera 71 mocniejszych stworów, podczas gdy poprzednio było ich 75. Urozmaicono go jednak o potężniejsze formy znanych już wcześniej bestii – tzw. Deviant Monsters. Każda z wiosek dostępnych w grze ma swojego głównego bossa. Jeśli już o wioskach mowa – na samym wejściu zastaniemy wszystkie cztery lokacje, poznane w poprzednich częściach gry, oferujące graczowi lokalne zadania. Wszystkie mają też różne zestawy sklepów i przedmiotów.
Wszyscy zainteresowani zapewne pamiętają, że dla MH 4 spokojnie można było wymienić swojego 3DSa na nowszą wersję. Różnice graficzne były spore, a komfort gry rósł przez większą liczbę fps. Co prawda nie mam osobiście porównania między poszczególnymi wersjami 3DS, jednak mając do dyspozycji drugiego analoga gra się znacznie łatwiej. Przy tym tytule Circle Pad Pro lub new wersja konsolki wydają się naprawdę wskazane – raczej nie wyobrażam sobie gry bez drugiej gałki. Oprawa graficzna jest raczej przeciętna i typowa dla 3DSa; na uwagę za to zdecydowanie zasługuje świetny soundtrack!
Monster Hunter Generations, mimo że nieco łatwiejszy niż poprzedniczki i dbający o lepsze wprowadzenie gracza w historię (zdecydowanie bardziej otwarty na nowych graczy; głównie za sprawą tutoriali, Hunting Styles czy po prostu słabszych potworów), to jednak ciągle MH. Praktycznie wszystkie gry z serii cechował dość wysoki próg wejścia – tym razem również tak jest, lecz moim zdaniem jest to jak do tej pory najlepsza część dla nowicjuszy, planujących zaznajomienie się z tą serią. Co prawda nadal nie mogę nazwać się zadeklarowaną fanką polowań na potwory i ciągle więcej zabawy sprawia mi dobra gra gatunku jRPG czy visual novel, to jednak wydaje mi się to najsensowniejszy wybór dla początkujących łowców. Za to wiem jedno – Monster Hunter to seria, którą albo się kocha, albo nienawidzi – trudno wobec niej pozostać obojętnym! Drugiej takiej gry nie ma – a Generations, jako jedna z łatwiejszych odsłon może pomóc wyrobić sobie własne zdanie na temat serii. Zdecydowanie warto sprawdzić samemu!
Prawdę mówiąc, strasznie jara mnie perspektywa Monster Hunter Stories!
- najprzystępniejsza ze wszystkich części serii
- godne odświeżenie zasłużonej serii
- nowy system walki
- trochę zbyt łatwa dla zaawansowanych graczy
- praktycznie brak fabuły
Grę do recenzji dostarczył polski dystrybutor Nintendo – Conquest Entertainment.