[Anime] Dostawca pizzy powraca do przeszłości, czyli Boku dake ga Inai Machi

Anime Kultura

Jest takie anime sezonu zimowego 2015/2016, o którym słyszał prawie każdy. Na lokalnych konwentach również było o nim głośno, w komentarzach przewinęła się nawet rekomendacja dla nas (dziękuję za każdą, proszę o więcej, growe również mile widziane ;)) więc nie mogłam odpuścić. Zaczęło się naprawdę świetnie…

…po czym zaliczyło spektakularny upadek pod koniec serii. Uwielbiam pastwić się nad takimi animu, bo to nimi czuję się najbardziej zawiedziona ;) (co innego, gdy nudą wieje od samego początku!) Ale po kolei.

Podróż w czasie to świetny motyw przewodni anime. Starczy spojrzeć w kierunku Steins;Gate, które przewinęło się gdzieś już u nas na blogu – chyba nawet tutaj. Oczekiwania miałam zatem baaaardzo, bardzo wysokie (no i hype zrobił swoje!). Początki zresztą były całkiem fajne.

Satoru Fujinuma jest niespełnionym mangaką, pracującym na co dzień jako dostawca pizzy. Pewnego dnia przybywa do niego matka, składając mu wizytę w wynajmowanym mieszkaniu. Między nimi nie układało się cudownie (jak to między usamodzielniającym się synem i rodzicem bywa), jednak życiowa sielanka zostaje brutalnie przerwana. Następuje morderstwo, w wyniku którego Satoru staje się oskarżony o popełnienie zbrodni. Jak to w dobrym anime bywa, w tym momencie nadchodzi pora na ujawnienie odpowiedniej supermocy; tym razem jest to umiejętność cofania się do przeszłości. Nasz bohater wraca do czasów szkoły podstawowej, mając świadomość i umysł dorosłego. Dzięki temu jest w stanie zapobiec seryjnym morderstwom, które miały wtedy miejsce, jak również przynajmniej spróbować ocalić swoją matkę.

Boku-Dake-ga-Inai-Machi-couple

Gigantyczną zaletą produkcji jest ukształtowanie świata przedstawionego i wykreowanie postaci głównego bohatera; śmiem twierdzić, że to za to animu zostało tak bardzo docenione. Właściwie każda seria, w której można utożsamić się z protagonistą jest dla mnie na wagę złota (no dobra, może nie potrafię podróżować w czasie, ale powiedzmy, że wątpliwości i problemy życiowe bywają podobne). Autor nie silił się na ukazanie idealnej rodzinnej relacji, tak samo na pokazanie szkolnego życia totalnie bez wad – wszystko jest mocno zwyczajne, proste, codzienne. Sposób prowadzenie fabuły sprawia, że chce się włączyć kolejny odcinek i kolejny; ciekawość rośnie, aby… nagromadzenie absurdu na minutę skutecznie zaczęło psuć radość z seansu.

vlcsnap-2016-01-28-18h02m14s423

Nie zrozumcie mnie źle; jest to ciągle jedna z lepszych obyczajówek, z jakimi miałam do czynienia – opowieść o przyjaźni, element fantastyczny, wątki kryminalne – pomysł wydaje się świetny. Jednak ewidentnie wydaje mi się, że autor nie miał dobrego pomysłu na zakończenie serii (dla pewności planuję sięgnąć jeszcze po mangę – mam nadzieję, że to był tylko filler!), mało tego popsuł mi radość z odkrywania tożsamości głównego mordercy. Nie jestem typem osoby, która za wszelką cenę próbuje domyślać się i rozwiązywać wszystkie zagadki – wolę po prostu oglądać i obserwować jak rozwija się akcja. Tutaj jednak wyjaśnienie jest tak oczywiste, że wpadło mi do głowy w drugim odcinku! Oczywiście pozostaje jeszcze element niepewności, “czy mam rację”, ale raczej nie tego oczekiwałam. Wolałabym dowiadywać się wszystkiego stopniowo, ewentualnie jakiś wielki końcowy twist; tym razem niestety niesmak wziął górę nad zaskoczeniem. Jak doniosły mi internety, to nie morderstwa są głównymi wątkami anime, a rozterki głównego bohatera z nimi związane – jak najbardziej można bronić tego punktu widzenia. Moim zdaniem jednak jest to poważny fabularny poślizg, którego po prostu nie potrafię wybaczyć tej produkcji.

Boku-Dake-09-54-1280x720

Wykonanie audiowizualne jest całkiem przyzwoite – ogląda się dobrze. Nie jest to typowy visual porn, ale ładnych krajobrazów nie zabraknie. Dopracowane też wydają się projekty postaci. Openingi i endingi nie drażnią uszu, ale nie są też specjalnie wysublimowane. Nie są to główne powody, dla których zabieramy się do seansu; one po prostu są.

Clipboard01

Boku dake ga Inai Machi to całkiem dobra, lekka pozycja, w sam raz na wolny wieczór. Nie postrzegam jej jako bardzo wymagającą, czy głęboką (chcecie głębi – włączcie jednak coś dojrzalszego!). Przypomina ona jednak dobitnie, że dobre animu poznajemy nie po tym, jak zaczyna, ale po tym jak kończy (czy jakoś tak!).

Ciągle coś pisze, gdy wszyscy już mają jej dość, to publikuje na stronie. Tropiciel błędów (z różnym skutkiem). Lubi jRPG i visual novel, ale bardziej te pierwsze. Czasami obejrzy jakieś anime.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Chcielibyśmy poznać Twoje myśli, skomentuj!x