Chcielibyście obudzić w sobie cząstkę wewnętrznego nerda? Podróże w czasie, konstruowanie maszyn do wysyłania wiadomości w przeszłość, komputery i hakowanie. To wszystko okraszone odrobiną romansu i typowo kryminalnych zagadek. Brzmi dobrze? I tak właśnie jest, bowiem „Steins;Gate” to jedno z najlepszych anime, jakie kiedykolwiek miały ujrzeć światło dzienne.

„Steins;Gate” powstało na bazie gry visual novel o tym samym tytule, przeznaczonej na handheldy najnowszej generacji. Z adapcjami bywa różnie – bywają bardzo złe, ale też bardzo dobre. Pokuszę się o stwierdzenie, że tym razem mamy do czynienia z genialnym przełożeniem świetnej historii z gry, na równie dobre anime. Puryści twierdzą, że główni bohaterowie różnią się nieco charakterologicznie w obu przedstawionych historiach. Przyznam, iż w oryginał (jeszcze!) nie grałam, za to filmową adaptację znam na wskroś.

Anime opowiada o samozwańczym, nieco stukniętym naukowcu – Okabe Rintarou. Wynajmuje on mieszkanie studenckie wraz ze swoim przyjacielem, hakerem Itaru. Z takiego połączenia charakterów musi wyniknąć coś niezwykłego i tak wkrótce się staje. Owocem prac obu chłopaków jest „telefoniczna mikrofala”, czyli odpowiednio zmodyfikowana mikrofalówka, pozwalająca na wysyłanie wiadomości SMS w przeszłość. Beztrosko prowadzone badania jednak szybko się kończą – bohaterowie zostają namierzeni przez organizację zwaną SERN, prowadzącą badania nad podróżowaniem w czasie. Niestety SERNowi nie podobają się postępy w pracach bohaterów i zostają podjęte działania zaradcze, które zresztą kończą się dla nich tragicznie. Odkryty zostaje wehikuł czasu, Okabe zaczyna podróżować w czasie a także zwiedzać równoległe światy – modyfikując przeszłość próbuje wpływać na nadchodzące wydarzenia z różnym skutkiem, usiłując uniknąć nieszczęść zarówno prywatnych, jak i tych będących udziałem jego przyjaciół.

Steins;Gate.full.1641928

W fabułę umiejętnie wpleciono nawiązania kulturowe – pojawi się między innymi postać Johna Titora – osoby podającej się na forach internetowych za podróżnika w czasie. W tych światach większość jego postulatów została spełniona. Twórcy na szczęście nie pogubili się w logice wydarzeń i zgrabnie wplatają go w całość. Myślę, że żadne nieścisłości nie psują radości oglądania, jednak nie jestem też zwolennikiem rozkładania wszystkich wątków na czynniki pierwsze. Autorzy dobrze operują odpowiednią, techniczną nomenklaturą (w końcu mowa tu również o starym komputerze IBM, mogącym przynieść zagładę światu!) i momentami seans zdaje się dość wymagający. Na szczęście dobrze wyważono stosunek między częścią komediową, a tą cięższą, fabularną, przez co tak prędko się nie znudzicie. Część mająca rozśmieszać, autentycznie śmieszy (muszę przyznać, że patrzono na mnie dziwnie, gdy przez sporą część wyłam ze śmiechu), zdarzą się też momenty wyciskające łzy z oczu. Nie mam zwyczaju płakać oglądając filmy, jednak tym razem zdarzyło mi się uronić kilka łez.

Oprawa graficzna tego tytułu, stoi na przyzwoitym poziomie. Postacie narysowane są ładnie, bez zbędnej przesady, towarzyszącej niektórym japońskim tytułom. Tematyka tego anime jest w gruncie rzeczy poważna; kreskę wyważono więc odpowiednio. Nie dorównuje ona przepięknym krajobrazom z „Mushishi” (nie taki jest klimat tej serii!) ale też daleko jej do tej zastosowanej w seriach komediowych. Muzyka również się nie narzuca; właściwie charakterystyczne są tylko opening i ending anime. Reszta stanowi tło, towarzyszące wydarzeniom; fabuła tu gra bowiem pierwsze skrzypce i widać to na każdym kroku.

1136963154246886803

Jeśli nie mieliście okazji jeszcze obejrzeć „Steins;Gate” – serdecznie polecam tym, którzy lubią głowić się i zastanawiać nad tym co widzą, tym, którzy lubią dobrze się bawić podczas seansu, tym, którzy lubią się wzruszać… i całej reszcie też! Nie bez powodu seria ta zajmuje drugie miejsce wśród najlepszych (za serwisem myanimelist) i, moim zdaniem, można spokojnie nazwać ją kanonem.

Tekst opublikowany także w lutowym numerze MMM.