Powiem na wstępie – nie należę do zadeklarowanych fanów shoujo. Romans nie jest jednym z moich moich ulubionych gatunków, jednak Orange miało w sobie to coś, co sprawiło, że włożyłam pierwszy tomik mangi do koszyka. Jak zwykle przyszło mi poczekać kilka miesięcy, zanim wszystkie części stanęły dumnie na mojej półce. Po uzbieraniu wszystkich pięciu tomów zabrałam się więc dziarsko za lekturę komiksu.
Na początku należy zdecydowanie zaznaczyć – Orange nie jest klasycznym, typowym, prostym romansidłem. Mamy tu bowiem do czynienia z dobrze skonstruowaną historią, która zawiera w sobie właściwie wszystko, co zawierać powinna. Elementy romansu są wyraźnie zaznaczone, jednak fabuła jest bardziej rozbudowana, przemycono również przy okazji kilka głębszych refleksji.
Główna bohaterka, Naho Takamiya, prowadzi spokojne życie w liceum. Jest niczym nie wyróżniającą się uczennicą – posiada grono przyjaciół, przeciętnie się uczy – ot, postać, z którą każdy spokojnie mógłby się zidentyfikować. Pewnego dnia następuje zwrot akcji – w skrzynce pocztowej znajduje wiadomość od siebie z przyszłości. List okazuje się zaskakująco szczegółowy; zawiera bowiem opis zdarzeń każdego kolejnego dnia i główne przesłanie brzmi: postępuj zgodnie z instrukcjami, aby uratować nowego ucznia z klasy, Kakeru Naruse. Początkowo dziewczyna nie wierzy we wskazówki listu; jednak wszelkie opisy zdają się pokrywać z przebiegiem kolejnych dni. Ma szansę przeciwdziałać przyszłym, tragicznym w skutkach wydarzeniom, wydaje się to jednak dość trudne, działając w pojedynkę. Czy uda jej się przekonać przyjaciół i zmienić przyszłość? Czy Kakeru zostanie uratowany?
Takano Ichigo przygotowała dla czytelników kojącą, przyjemną opowieść w ślicznej oprawie. Nie zabrakło tutaj niczego: zwrotów akcji, elementów różnych gatunków – jest to szkolna manga, ale obecne w niej elementy romansu, dramatu czy nawet science fiction powodują, że raczej ciężko ją jednoznacznie zaklasyfikować. Przyznam, że lubię historie, w których romans nie wybija się na pierwszy plan – i Orange właśnie takie jest. Ciepłe, idealne na odstresowanie po szkole czy pracy – jednak nie można powiedzieć, żeby było tanią, nudną, banalną historyjką, prostym, mało ambitnym romansidłem jakich wiele. Prywatnie bardzo sobie cenię takie pozycje; pozwalają mi odpocząć po czymś bardziej wymagającym, bo przecież nie zawsze mamy ochotę na skomplikowany, ciężki tytuł i nie musi oznaczać to konieczności sięgnięcia po coś zwyczajnie kiepskiego.
Oprawa graficzna została przygotowana z niezwykłą starannością; jak możemy dowiedzieć się z tekstu na zakładkach, autorka wzorowała się na prawdziwych miejscach, znajdujących się w pobliżu jej miejsca zamieszkania. Zwłaszcza obwoluty są świetnie dopracowane – przyjemnie jest posiadać takie tomiki na półce, ponieważ bardzo cieszą oko. Co bardziej wnikliwi czytelnicy zauważą, jak wiele pracy wymagało przygotowanie ilustracji, w których dopracowano nawet najmniejsze szczegóły. Wnętrze tomiku także zachwyca wykonaniem – nie pozostaje nic, jak tylko podziwiać talent autorki.
Polskie tłumaczenie Orange zostało przygotowane przez Waneko – i całe szczęście! Najlepsze (moim zdaniem) polskie wydawnictwo nie pokpiło sprawy i tomiki przetłumaczone są świetnie. Zachowano sens, przy tym popisując się elokwencją super oddano wszystkie gagi, które nie straciły pierwotnego sensu. Nie spodziewałabym się zresztą po Waneko niczego innego ;)
W sezonie letnim zapowiedziano ekranizację Orange, co pewnie podbije znacząco sprzedaż mangi – cieszę się na ten fakt jak dziecko. Bardzo dobre noty mangi podbiją zapewne oczekiwania wobec anime; ja również mam nadzieję, że nic nie zostanie popsute i nie mogę się doczekać. Wszystkim zastanawiającym się nad kupnem jednoznacznie mówię – ten tytuł jest wart Waszych pieniędzy, jak mało który. Mimo że jest to shoujo, powinno spodobać się również facetom – dopracowania historia, świetne wydanie i tłumaczenie, niewielka liczba tomików (całość zamyka się w pięciu) powodują, iż każdy fan mangi może dumnie postawić Orange na swojej półce. Zdecydowanie brać w ciemno.