Są takie filmy, do których warto usiąść po ciężkim dniu. Lekkie, a zarazem nie bez refleksji, trochę poruszające, ale nie wymagające wiele od widza. Z tej racji, że jesień już w pełni, dni coraz krótsze i słońca mniej, postanowiłam przywołać właśnie tę pozycję. „Wilcze dzieci” w reżyserii Mamoru Hosody urzekają ciepłem i bezpretensjonalnością, to animacja nadająca się właściwie dla każdego.
„Wilcze dzieci” a raczej „Ookami Kodomo no Ame to Yuki” nie jest już filmem nowym, miał bowiem swoją premierę trzy lata temu. Co ciekawe, jest to jedna z niewielu pozycji pochodzenia japońskiego, którą zauważyły polskie media i można było ją obejrzeć na TVP Kultura czy HBO. Jest do nabycia również w wersji Blue-ray z polskimi napisami, co niezmiernie cieszy.
Historia rozpoczyna się w zasadzie sztampowo: młoda kobieta, studentka, na uczelni poznaje przystojnego chłopaka. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu, stopniowo nawiązują wspólny język i zakochują się w sobie. Pewnego dnia mężczyzna decyduje się jej wyznać szokującą prawdę: jest potomkiem wilka, żyjącym w ukryciu. Hany (bo tak ma na imię nasza bohaterka) jednak to nie przeraża i postanawia kontynuować związek. Wkrótce rodzi się dwójka dzieci, Hana rzuca studia, aby poświęcić się ich wychowywaniu. Sielanka niestety nie trwa długo – Ookamiego spotyka śmiertelny w skutkach wypadek i kobieta zostaje ze swoimi pociechami całkiem sama. Tutaj właściwie dopiero zaczyna się cała opowieść – jak poprawnie wychować dwójkę wilczych dzieci? Hanę czeka szereg dylematów – gdzie udać się z nimi w razie choroby – do weterynarza czy do pediatry? Jak wytłumaczyć sąsiadom wieczorne szczekanie za ścianą? Jak pogodzić konieczną socjalizację z innymi dziećmi z wilczymi uszami wystającymi spod kapturka? Tym i innym problemom należy stawić czoła i wokół nich głównie oscyluje fabuła filmu.
Brzmi zbyt smutno? Nie! Na szczęście twórca zadbał również o aspekty humorystyczne, dzięki czemu seans nie jest nudny. Do moich ulubionych scen należały te, w których dzieciaki w sposób niekontrolowany zamieniały się w wilczęta, na przykład wskutek złości czy podniecenia. Zabawnych momentów nie ma jednak też przesadnie dużo, odnosi się wrażenie, że film ma na celu raczej skłonienie widza do refleksji (jak powinna postąpić w danej sytuacji matka?),czy wzruszenia (vide scena śmierci Ookamiego). Klimat jest zatem stonowany, jakby nie patrzeć: jest to opowieść typu „okruchy życia”, a nie komedia. Zarówno humor, jak i powaga są uzasadnione, wychodzą naturalnie i nic nie wydaje się wymuszone.
Bardziej wymagający widz może uznać, że fabularnie wypada to banalnie i zbyt prosto. Ja jednak jestem zdania, że to nie w samej treści filmu tkwi jego geniusz, tylko w sposobie jej prezentacji. Przyjrzyjmy się bardziej: gdyby twórca skupił się głównie na przygodach małych wilków, mielibyśmy tylko kolejną szkolną opowieść o przewidywalnej fabule. Ukazanie wszystkiego z perspektywy nadopiekuńczej matki, nie radzącej sobie do końca z wychowywaniem swoich nieco niestandardowych ;) pociech daje dość oryginalną opowieść o dojrzewaniu bohaterów (w końcu pół ludzi, pół wilczków), a jednak tego typu historii na rynku anime nie znajdziecie zbyt wielu.
Całość oprawiono piękną kreską, przywodzącą na myśl animacje pochodzące z kultowego już studia Ghibli. Dbałość o szczegóły sprawia, że każdy kadr (zwłaszcza widoki, a tych nam nie poskąpiono) ogląda się z przyjemnością. Muzyka pasuje, jednak nie wysuwa się nigdy na pierwszy plan. W zasadzie po seansie nie jestem w stanie wiele powiedzieć na jej temat – ale może to dobrze? Nie gra ona tutaj pierwszych skrzypiec, jedynie dobrze zgrywa się z całością opowieści.
Wady? Znalazłam jedną. Film jest zdecydowanie za krótki! Z chęcią obejrzałabym kolejną, albo nawet dwie kolejne części. Być może straciłby coś ze swojego uroku, którym czaruje widza od pierwszych minut, ale niesamowicie mnie korci, aby dowiedzieć się, jakie są dalsze losy głównych bohaterów. Animacja zostawia widza (niestety?) w pewnym niedosycie. Zachęconych dobrym seansem odesłałabym Was wtedy do mangi – tłumaczenie w języku polskim wyszło nakładem wydawnictwa Waneko.
Zachęcam gorąco do obejrzenia „Wilczych dzieci” – nie bez powodu otrzymały bowiem nagrodę zwaną Noblem japońskiej animacji. Ciężko byłoby znaleźć film zarazem lekki i tak ujmujący, idealnie nadający się na wieczór po ciężkim dniu.
Tekst opublikowany także w październikowym numerze MMM.