PGA, jak co roku, przyciągało krzykliwymi reklamami i zapowiedzią największej w Polsce imprezy gamingowej. Osiem pawilonów wypełnionych po brzegi komputerami, konsolami, akcesoriami i grami robiło wrażenie. Swoje produkty miało prezentować ponad 120 wystawców, w tym 60 twórców niezależnych. Wszystko okraszone turniejami, konkursami, spotkaniami z gwiazdami YouTube i widowiskiem cosplay. Jednak, czy było tak genialnie jak zapowiadali organizatorzy?

Na PGA zawitałem w sobotę, 17 października, kilka minut po 12 w południe. Szybki odbiór biletu zakupionego wcześniej przez zaprzyjaźnionego redaktora i już byłem na terenie targów. Tutaj też pierwszy zgrzyt imprezy, raz zakupiony bilet upoważniał do jednorazowego wejścia. Jeżeli z jakiegoś powodu chciałbym pozwiedzać Poznań wracając trzeba by było kupić kolejny. Wejściówki może i drogie nie były, ale i tak ich jednorazowość uważam za lekką przesadę.

Trzeba przyznać, że powierzchnia jaką zajmowało PGA była ogromna, na tyle duża, że nie do końca wiedziałem gdzie się udać. Na szczęście, pawilony podzielone były tematycznie co w dużej mierze ułatwiało nawigowanie. Pierwszym jaki odwiedziłem był numer 6 w którym to na wielkich ekranach można było pooglądać ludzi grających w gry. Na samym końcu znajdowała się tzw. Strefa YouTuberów, kolejny faux pas imprezy. Za dodatkową, niemała opłatą można było sobie wejść i pogadać z kilkoma gwiazdami YT. Absurdalny był fakt, że żaden z youtuberów nawet na chwilę nie opuścił strefy, przez bite trzy dni kisili się tam byleby nikt za darmo ich nie zobaczył. Możliwe też, że wychodzili ukradkiem. Nie zmienia to faktu, że takie działanie było raczej sposobem na ogołocenie gimnazjalistów z ich kieszonkowego, niż danie możliwości poznania ulubionych, internetowych gwiazd. Zamiast Stars4fans bardziej pasowałaby tutaj nazwa MakeMoreMoney.

Dalej udałem się na zwiedzanie strefy indie. Ta hala wydała się najbardziej interesująca ze wszystkich. Miałem możliwość zagrania w niezależne produkcje oraz porozmawiać z samymi deweloperami. Niestety duża liczba ludzi i obiektywnie mało sprzętu sprawiło, że w wiele tytułów w które chciałbym zagrać, nie zagrałem. Najbardziej wypasionym stoiskiem twórców niezależnych było niewątpliwie to promujące premierę Ghosts of Memories łódzkiego studia Paplus. W samą grę mogłem zagrać już kilka dni przed targami dzięki uprzejmości Michała Rakowskiego, od którego otrzymałem przedpremierowy dostęp do wersji beta. Obszerniejsza relacja z samej gry zagości na blogu w dedykowanym artykule. Umiejscowiona w tej samej hali strefa retro pozwalała na powrót do czasów dzieciństwa i ponowne zagranie na np. Commodore 64. Niestety, irytujący osobnik dyszący mi w kark skutecznie zniechęcił do dłuższego pobytu. Do dziś nie mam pewności, czy był to pracownik obsługi stoiska, czy nadgorliwy zwiedzający.

Kolejna sala dedykowana była raczej dla sprzętu, na stoiskach MSI czy Asusa dało się pooglądać komputery do grania, stacje graficzne i najprzeróżniejsze akcesoria dla graczy. Jedynym niepasującym było ustawione z boku stoisko Nintendo na którym klasycznie gościły konsole ze Splatoonem, Yoshim, Kirbym czy Mario Makerem. Przedpremierowo pojawiły się Xenoblade Chronicles X oraz Zelda: Triforce Heroes której poświęciłem kilka chwil radośnie wrzucając moich growych kompanów w przepaść lub lawę. Na przyległej do stoiska scenie co chwila pojawiali się gracze rywalizujący w Mario Karts.

Przemierzając kolejne hale trafiłem na stanowiska m. in. CDP.pl, Xbox One czy WarGaming.net i właściwie to tyle co można na ich temat powiedzieć, gdyż nie działo się tam nic ciekawego. Oczywiście dało radę pograć np. w, stworzonego przez Konami, PESa lub najnowszy Farming Simulator znaczy, dało by gdyby znalazła się jakaś wolna konsola. Tutaj dochodzimy do kolejnego zgrzytu PGA, bo jak największa polska impreza growa mogła mieć tak mało konsol do grania dla odwiedzających? Zdawały się być do policzenia na palcach jednej ręki. Deweloperzy mogliby pokazać 8 cud świata a i tak nie byłoby jak się nim nacieszyć. Na takie targi jedzie się po to, żeby pograć oraz spotkać się ze znajomymi i pograć. Oglądanie sprzętu czy kibicowanie zawodom LOLa powinno być dodatkiem, niestety, PGA pomyślało inaczej, chociaż kilka perełek się trafiło. Można było np. zagrać sobie w wyścigi zasiadając za kółkiem prawdziwego samochodu umieszczonego na siłownikach które sprzężone były z podłączoną konsolą.

Z niemałym zaskoczeniem odnalazłem tak dobrze znany mi Kakuzu Shop który jak do tej pory gościł chyba na wszystkich imprezach mangowo-growych na jakich byłem. Co za tym idzie, klasycznie dało się kupić mangowe bibeloty, kubki poduszki i inne tym podobne.

Małe podsumowanie, przyznam ze trochę się zawiodłem, bo nie znalazłem na imprezie praktycznie nic, co pochłonęłoby mnie tak, że nie chciałbym wracać do Łodzi. Wszystkie hale przeszedłem w ok 3 godziny, niektóre odwiedzając nawet po kilka razy. Nad wyraz często musiałem przepychać się przez nieskoordynowany tłum co dodatkowo odbierało radość ze zwiedzania. Nie można powiedzieć, że PGA było złe, ono po prostu nie było tym czego oczekiwałem. Fajniejszych imprez nie trzeba szukać daleko, odbywające się tydzień później WGW było o wiele ciekawsze i bardziej przystępne dla odwiedzających.

Mimo całkiem fajnego klimatu, wielu przebranych osób spacerujących po terenie całych targów i genialnego kącika deweloperów niezależnych, tegoroczna odsłona PGA będzie zapewne pierwszą i ostatnią na jakiej się pojawiłem. Szkoda zmarnowanego potencjału.

Zbesztaj autora:

Trik: Boberski zapomniał o mojej obecności na imprezie :P Prawdę mówiąc, gdybym ja pisała tę relację, targom oberwałoby się znacznie bardziej! Zwłaszcza za to, że żadna to Game Arena, co najwyżej Youtube Arena, albo LOL Arena. Nie wszyscy gracze uwielbiają LOLa i Youtuberów! Kilka godzin męczącej podróży nie było tego warte. No chyba, że lubicie od czasu do czasu posiedzieć w ciągniku.