Kiedy po ciężkim dniu macie ochotę obejrzeć coś naprawdę relaksującego lub po prostu jesteście fanami visual porn, nie ma lepszego wyboru, niż anime w reżyserii Makoto Shinkai. Zwłaszcza ostatnimi czasy jest o nim dosyć głośno, głównie za sprawą “Kimi no na wa” (“Your Name”) – szturmem zdobywającym wszystkie możliwe nagrody i pierwsze miejsca we wszelakich zestawieniach filmów animowanych. Dzisiaj zagłębimy się nieco bardziej w dorobek “nowego Miyazakiego”!
Co powoduje, że niskobudżetowy film sprzedaje się najlepiej w historii? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Czymś, co wyróżnia wszystkie filmy Shinkai jest prosta (aż do bólu) fabuła, w którą łatwo się zaangażować. Główni bohaterowie to przeważnie zwykli ludzie, tacy, z którymi bez problemu widz może się utożsamić, “wleźć w ich skórę” i wyobrazić sobie samego siebie na ich miejscu. Zrozumiała dla każdego, lekka opowieść, obleczona w charakterystyczną, wręcz magiczną oprawę graficzną (sporo ujęć nieba, przyrody, dobrze zaakcentowane odpowiednie momenty w trakcie seansu) – to nie może się nie udać! Za co warto zabrać się w pierwszej kolejności? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.
Kimi no na wa. (Your Name)
Najnowszy hit opiera się na kontraście dwóch postaci – Mitsuhy Miyamizu żyjącej spokojnie na wsi i Takiego Tachibany mieszkającego w Tokio. Rozwinięto tutaj już znany motyw zamiany ciał; pewnego dnia Taki budzi się w ciele Mitsuhy (i vice versa). W zasadzie jedynym kanałem komunikacji między nimi jest wymiana wiadomości za pomocą smartfonu Takiego. Nowa sytuacja powoduje z początku jeden wielki chaos, niemniej jednak z czasem wszystko zaczyna się układać z korzyścią dla obu stron. Dziewczyna pomaga nawet zdobyć Takiemu serce jednej z koleżanek. Co było powodem tajemniczych wydarzeń? Czy obu stronom uda się spotkać? Tego wszystkiego dowiecie się z prawie dwugodzinnego seansu cieszącego oczy i duszę.
Ocena ogólna: (najchętniej wyskoczyłabym poza skalę, technikalia nie pozwalają)
Kotonoha no Niwa (Garden of Words)
Tym razem mamy do czynienia z typowym przedstawicielem gatunku pod tytułem “romans”. Elementy fantastyki zostają odsunięte na bok i śledzimy Takao Akizukiego, całkiem zwyczajnego ucznia uczęszczającego do szkoły w Tokio i marzącego o wykonywaniu zawodu szewca. Jak wiadomo, zajęcia w szkole nie są najciekawszym modelem spędzania czasu – chłopak urywa się więc z nich i kieruje w stronę ulubionej ławki w parku, gdzie projektuje nowe modele butów. Okazuje się, że nie tylko on upodobał sobie to magiczne miejsce – w każdy deszczowy dzień pojawia się w nim też pewna dziewczyna. Wkrótce ich uczucie zostaje poddane próbie.
Ocena ogólna:
Byousoku 5 Centimeter (5 Centimeters Per Second)
“5 centymetrów na sekundę” jest już filmem (a w zasadzie miniserią) o kultowym statusie. Doczekaliśmy się nawet polskojęzycznej mangi na podstawie tego dzieła! Jeśli jeszcze nie znacie tego tytułu – pora nadrobić zaległości. Fabularnie jest to chyba najsmutniejsza pozycja z pierwszej trójki – traktuje nie tyle o miłości, co o odległości dzielącej dwójkę zakochanych nastolatków. Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy Akari wyprowadza się w zupełnie inny region Japonii, co praktycznie uniemożliwia im spotkania. Dystans między nimi rośnie i rośnie – zdaje się, że właśnie o 5 centymetrów na sekundę.
Ocena ogólna:
Dareka no Manazashi (Someone’s Gaze)
Dareka no Manazashi ciężko nazwać pełnometrażowym filmem – trwa tylko siedem minut. Niemniej jednak zdecydowałam się go tutaj umieścić – okazuje się, że kolejna chwytająca za serce historia nie musi być typowym tytułem kinowym. Poznajemy historię prawie dorosłej dziewczyny i jej ojca; niestety życie ułożyło się tak, że z czasem oddalali się od siebie. Wraz ze śmiercią kota, długoletniego przyjaciela rodziny “Aachan” przypomina sobie szczęśliwe chwile spędzone razem z rodzicami. Pozornie smutna opowieść z budującym zakończeniem. Dobra na sprawdzenie, czy jesteście wrażliwi na urok animacji Makoto :)
Ocena ogólna:
Kumo no Mukou, Yakusoku no Basho (The Place Promised in Our Early Days)
Kolejna opowieść z solidnym, fantastycznym tłem. Rzecz dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, mamy 1974 rok, Japonia. Część wysp kontroluje USA, resztę – Związek Radziecki. Japończycy zdecydują się na wybudowanie tajemniczej wieży, sięgającej aż do nieba. Dzieciaki – jak to dzieciaki, marzą o jej zdobyciu, a przynajmniej o zobaczeniu jej z bliska za sterami samolotu. Hiroki i Takyua wraz ze swoją przyjaciółką Sayuri próbują kombinować i zbudować swoją własną maszynę. Dziewczyna pewnego dnia jednak znika, aby odnaleźć się za kilkanaście lat w jednej z tokijskich klinik. Dziecięce uczucia wracają. Czy uda im się wreszcie we trójkę zdobyć wieżę?
Ocena ogólna:
Hoshi no Koe (Voices of a Distant Star)
…czyli jak wysłać maile w kosmosie :) Film opowiada o zakochanej w sobie dwójce ludzi. Mikako i Noboru mają masę planów na przyszłość. Szyki psuje im wybór Mikako jako uczestniczki misji kosmicznej, mającej na celu wytropienie rasy obcych. Potworów jednak tutaj nie będzie, ale spokojnie załapiemy się na kilka walk mechów. Przede wszystkim tradycyjnie już koncentrujemy się na uczuciu łączącym przyjaciół. Muszą wystarczyć im jedynie maile, a lata świetlne skutecznie utrudniają komunikację między nimi.
Ocena ogólna:
Hoshi wo Ou Kodomo (Children Who Chase Lost Voices)
O ile w poprzednich produkcjach dominowały elementy sci-fi, tutaj znalazło się miejsce dla tradycyjnej fantastyki i odrobiny mitologii. Film trochę różni się od innych pozycji Makoto Shinkai i na szczęście wszystko wskazuje na to, że jest to jednorazowy “wybryk”. Dlaczego na szczęście? Próba nadania dynamizmu i nowego klimatu udała się tylko na początku. Asuna zostaje uratowana przez tajemniczego chłopaka Shuna i, jak się okazuje, gość jest “nie z tego świata”. Dziewczyna usiłuje więc wyruszyć za nim, po drodze spotykając kompana – nauczyciela, pragnącego wskrzesić zmarłą żonę. Czuć klimat innych produkcji reżysera – Hoshi wo ou Kodomo podobnie cieszy oczy, eksponuje emocje i uczucia między bohaterami. Niemniej nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tworzenie złożonego, równoległego świata nie wyszło autorowi za dobrze. Przyzwyczajeni do śledzenia rozwoju relacji bohaterów możemy się po prostu nudzić spotykając kolejne, bezbarwne postacie z zaświatów. Główni bohaterowie nie są też tak ujmujący, jak ci z innych produkcji. Warto – chociażby dla widoków i przepięknej kreski – dlatego ląduje na dole zestawienia.
Ocena ogólna: