Status naszego związku z Kapitularzem można śmiało określić jako “To skomplikowane”. W poprzednich latach często mijaliśmy się z odwiedzeniem tego festiwalu, choć nie brakowało nas w innych miejscach. Koniec końców Trik i ja byliśmy jedynie na czterech edycjach, z czego o tych z 2015 i 2016 możecie przeczytać na stronie. Tego roku nastąpiła idealna koniunkcja sfer: otrzymaliśmy od organizatorów akredytacje prasowe oraz festiwal ponownie, wzorem starych imprez, został skondensowany do jednego budynku. Zadowoleni i pełni pozytywnej energii wyruszyliśmy na spotkanie edycji 2019.

Tradycyjnie już na imprezie pojawiliśmy się w sobotę. Od pierwszych chwil w oczy rzucała się niewielka ilość osób na metr kwadratowy, korytarze straszyły pustkami. Prawdopodobnie sprawcą tego stanu rzeczy był Wydział Filologiczny Uniwersytetu Łódzkiego, na którym odbywała się impreza. Budynek jest ogromny i ma kilka kondygnacji, a sale prelekcyjne były rozstrzelone na całej przestrzeni, co dawało wrażenie miasta duchów. Zdecydowanie lepiej było, gdy Kapitularz odbywał się w szkole, pomimo że wszyscy byli odrobinę ściśnięci to (czasami dosłownie) czuło się klimat festiwalu. W tak wielkich budynkach ciągle gdzieś gubi się ta konwentowa iskra, którą uwielbiam w tych imprezach.

Każdy konwent to szansa na kupienie czegoś – tym razem organizatorzy przeznaczyli praktycznie całe piętro na strefę sprzedażową i muszę przyznać, że lista wystawców była imponująca. Trochę brakowało znanych paszczy sprzedających mangu-pokrewne bibeloty, jak i samych wydawnictw, jednak fani wszelakich gier bez prądu mogli czuć się usatysfakcjonowani. Według informacji mieliśmy mieć możliwość odwiedzenia “biblioteki mangowej” jednak jej nie znaleźliśmy – albo się cholernicy dobrze ukrywali, albo po prostu się nie pojawili. Ciekawe było również zobaczenie w programie Rynn. Znamy ją z internetowych komiksów, a na Kapitularzu prowadziła warsztaty z rysunku i miała swoje małe stoisko z przypinkami, kubkami i naklejkami. Trik bardzo chciała wydać tam kilka złotych, niestety jakość nadruków nie była satysfakcjonująca. No cóż Rynn, następnym razem!

Żaden konwent nie jest całością bez prelekcji, spotkań autorskich czy warsztatów. Program był naprawdę bogaty, jednak stworzony głównie dla fanów szeroko pojętej fantastyki. Blok mangowy składał się jedynie z 15 atrakcji, z czego część miała charakter quizowo/konkursowy. Dodatkowo najciekawszy wykład Shampa o historii polskiego fandomu już kilkukrotnie odwiedziliśmy. Poszliśmy więc w stronę naszej drugiej pasji – gier i zajrzeliśmy na “Artystyczne gry wideo cz. 2” prowadzone przez Ignacego Nowickiego. Prelegent w ciekawy sposób opowiadał o mniej znanych produkcjach pod kątem ich artyzmu, opowiedzianej historii i przesłania. Znałem sporą część omawianych tytułów, lecz kilka było dla mnie nowością, w które zdecydowanie zagram… kiedyś. Drugą atrakcją, na której spędziliśmy czas był wykład dr. hab. Piotra Gawrona na temat “Mechaniki kwantowej w kulturze”. Fajnie było posłuchać o kwantowym golfie, minecrafcie czy parze detektywów. Prowadzący zrobił wprowadzenie do mechaniki kwantowej, niestety było ono w akademickim stylu, czyli niezrozumiałe dla większości odbiorców. Podobnie uczelniane było zachowanie dr. Gawrona, który po opowiedzeniu żartu sam zaczynał się z niego śmiać. Uroki długoletniej pracy akademika.

Odwiedziliśmy również festiwalowy konkurs cosplay, prawdopodobnie dlatego, że w jury zasiadała nasza znajoma (Edzia, serdecznie pozdrawiamy!). Atrakcję poprowadziła Zula, znana z m.in Pyrkonu. Całość wypadła mega profesjonalnie, jednak w moim odczuciu odrobinę sztywno. Prowadząca przerwy między występami umilała ciekawostkami branżowymi oraz historią samych konkursów strojów. Niestety to trochę spowalniało tempo i całą dynamikę wynikającą z występów trafił szlag. Może to tylko moje odczucia, ale uważam, że warto w kolejnych edycjach nad tym popracować. Sami uczestnicy również byli na wysokim poziomie, praktycznie wszystkie stroje były super wykonane, a scenki nie wywoływały żenady. Wielki kciuk w górę dla występujących, w moim sercu każdy z Was jest zwycięzcą!

Na sam koniec zostawiłem sobie gastronomiczny aspekt imprezy. Jedzenia na miejscu było zadziwiająco mało, brak różnorodności zmuszał ludzi do opuszczenia terenu wydziału i udania się do jednej z okolicznych knajp. Dodatkowo jedzenie na festiwalu, pomijając kuchnię wikingów, cen konwentowych nie miało. Było zdecydowanie nie na kieszeń statystycznego nerda odwiedzającego imprezę. To zdecydowanie aspekt do poprawy, w Łodzi jest dużo miejsc, które z radością oddelegują kilku swoich pracowników na weekend. Trzeba się tylko dogadać.

Podsumowując, Kapitularz 2019 był dobrą imprezą, organizatorzy uczą się na błędach i poprawiają je. Pomimo że program nie do końca przypadł nam do gustu, nie można powiedzieć, że był ubogi. Gdybyśmy bardziej siedzieli w tematach fantastycznych niż gamingowo-mangowych, spędzilibyśmy jeszcze więcej godzin na atrakcjach. Niestety lokalizacja nadal pozostawia wiele do życzenia. Budynek był za duży, przez co uczestnicy rozchodzili się, co dawało wrażenie ogromnej pustki. Ja wiem, rozwój i te sprawy, zaczynaliście w szkole, teraz macie wsparcie UŁ i miasta, ale nie każda zmiana jest dobra. Niemniej trzymamy kciuki i oczekujemy przyszłorocznej edycji. Drodzy organizatorzy, może być tylko lepiej! DZIĘKUJEMY!!! DO ZOBACZENIA ZA ROK!

Zbesztaj autora:

Trik: Dzisiejszy tekst sponsoruje słowo kapibara.