Kapitularz to impreza odbiegająca nieco od naszej zwyczajowej tematyki konwentów. Jest to festiwal fantastyki, a manga i anime są jedynie jego częścią. Trzy dni wypełnione po brzegi prelekcjami, spotkaniami autorskimi i konkursami to łakomy kąsek dla wszystkich fanów. Nauczeni doświadczeniem, po dokładnym przestudiowaniu programu, zdecydowaliśmy się zakupić wejściówki na sobotę.

Pewnego rodzaju tradycją stało się, że na imprezach konwentowych pojawiamy się ok. godziny 14. Po przybyciu i zakupieniu wejściówek postanowiliśmy zapoznać się z planem imprezy i trochę pozwiedzać. Pierwszy interesujący panel zaczynał się o 16, więc mieliśmy sporo czasu.

Jako fani mangi i anime, spędzający godziny na oglądaniu nowych serii i czytaniu kolejnych tomów odwiedziliśmy tylko jedną prelekcję z bloku mangowego. Tematyką nie były jednak “chińskie porno bajki”, a kultura i obyczaje Kraju Kwitnącej Wiśni. Prowadzony przez Harumi wykład poruszał kwestie japońskiego savoir vivre w odniesieniu do kultury europejskiej. Interesujące okazały się granice uznania konkretnych zachowań za nietakt. Prelegentka pokazała sytuacje, które Japończyk uzna za normalne a Europejczyk za chamskie. Na sam koniec opowiedziała o kilku przydatnych np. w restauracji gestach i uczuliła jakich nigdy nie robić. Kiedyś uda nam się osobiście odwiedzić Tokio i niewątpliwie małe “know how” się przyda. Oczywiście, jeżeli cokolwiek zostanie w głowie do tego czasu.

14517641_665245940304593_2718732000673363353_n

Kolejnym celem okazał się blok literacki i tajemniczo brzmiący panel – “Człowiek 2.0”. Ekipa prowadząca w składzie: Andrzej Zimniak, dr Paweł Grabarczyk, Marcin Przybyłek i Martyna Raduchowska poruszyła kwestię ewolucji człowieka. Prelegenci starali się stworzyć możliwie najlepszą wersję tytułowej jednostki, opierając się na pomysłach manipulacji genotypem oraz ingerencji technologicznej. Połączenie różnych punktów widzenia, zapoczątkowało wyjątkowo ciekawą dyskusję, w której uczestniczyliśmy jedynie połowę zaplanowanego czasu. Tą prelekcję opuszczaliśmy ze smutkiem, akurat zaczęło się robić ciekawie.

Filozoficzne dywagacje o przyszłości ludzkości zamieniliśmy na blok popularnonaukowy i wykład “Kiedy algorytm może zabić?”. Mogę spokojnie w imieniu swoim i Trika zapewnić, że poczuliśmy się znów jak na uczelni. Prezentacja prowadzone przez dr hab. inż. Piotr Gawron z Instytutu Informatyki Teoretycznej i Stosowanej PAN była krótkim wprowadzeniem do algorytmiki i etyki robotów. Początkowo nudnawe opisy architektury komputerów i napisanych w pesudokodzie sortowań, przerodziły się w rozważania na temat moralności. Prowadzący próbował odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle jest możliwe nauczyć AI pojęcia dobra i zła. To co dla ludzi jednoznaczne i oczywiste, maszyna może rozpatrywać jedynie przez pryzmat sztywnych zasad i warunków. Ogromna szansa dla ludzkości i jednocześnie początek jej końca. Sumarycznie wyjątkowo interesująca godzina.

Na koniec postanowiliśmy uzupełnić swoją wiedzę historyczną na temat Nintendo i znanej wszystkim podróbki NESa – Pegazusa. Okazało się, że historię znamy, co spowodowało stosunkowo szybkie opuszczenie sali. Interesujące panele szczęśliwie układały się jeden po drugim, przez co nie mieliśmy większych kłopotów z odwiedzeniem wszystkiego. Początkowo zastanawiałem się nad pójściem na kilka pogadanek o Doktorze Who, ale zrezygnowałem z nich, na rzecz wyżej wymienionych. Nadrobię przy kolejnej okazji. Trik raczej nie jest zainteresowany taką tematyką, ale postaram się zainstalować jej na konsoli Simsy i jakoś da radę.

14470565_665248326971021_3295483106610800715_n

Czas trochę ponarzekać, bo jakkolwiek tematycznie było całkiem nieźle, to organizacyjnie już sporo rzeczy się posypało. Zacznijmy od początku. Imprezę podzielono między cztery budynki: dwa należące do Wydziału Geografii UŁ, jeden Wydziału Historycznego oraz, oddaloną o kilka kilometrów, szkołę podstawową nr. 36. Ostatnie miejsce znane jest z hostowania Ućkonu, ostatniej obok Kapitularza i Gakkonu łódzkiej imprezy konwentowej. Taki rozstrzał miejsc sprawił, że nie dało się w pełni wykorzystać wszystko co oferowała impreza. Znaczną część czasu marnowaliśmy na spacery między budynkami. Czy Uniwersytet nie mógł udostępnić kilku salek obok siebie? Rozmowa z jednym z organizatorów, rozjaśniła sytuację. Okazało się, że władze Wydziału Geografii nie chciały oddać pomieszczeń w jednym miejscu i z jakiegoś powodu zdecydowały się rozrzucić je po wszystkich budynkach. Dodatkowo brak odpowiednio wielkiej auli, zmusił do przeniesienia części atrakcji na inny wydział.

Wszystko to o czym pisałem w poprzednim akapicie sprawiło, że klimat konwentu mocno ucierpiał. Na wcześniejszych edycjach widywało się tłumy poprzebieranych osób, wszędzie krzyki, śmiechy i rozmowy. W tym roku wszędzie było pusto i smutno. Szczęśliwie zjedliśmy swoje ulubione zapiekanki w oddziale terenowym Zapiekarni, która co roku odwiedza imprezę. Mimo nieobecności właściciela i mało pochlebnych komentarzy w internecie, nie stwierdziliśmy uszczerbku na smaku czy wielkości. Skład wystawców nie odbiegała od normy. Dużo znanych twarzy, pojawiających się na każdej imprezie. W asortymencie stoisk można było znaleźć sporo gier planszowych i poradników do RPG. Dodatkowo kubki, poduszki, wisiorki, zawieszki i inne bibeloty. Wszystkie wystawy konsol retro czy starych PC pomijam, widzieliśmy je już setki razy. Na każdym konwencie jest dokładnie to samo.

Oczywiście nie mogło mnie zabraknąć na cosplayu nazwanego tutaj Wielkim Konkursem Strojów. Event nie był wielki ale na pewno wyjątkowo źle zorganizowany. Prowadząca nie chciała stać na scenie, uczestnicy nie wiedzieli co na niej robić. Pojawił się znajomy Król Daneł. Jak się w późniejszej rozmowie okazało, Dan trafiła tam przypadkiem i na ostatnią chwilę, bo brakowało osób. To najszybciej opuszczona przez nas atrakcja całego konwentu. Po raz kolejny się zawiodłem, nie ustaję jednak w poszukiwaniach. Kiedyś napiszę, że wszystko super, stroje dopracowane a występy idealne. Obiecuję!

14502769_665248770304310_2395308789249593417_n

O Kapitularzu 2016 można powiedzieć, że była to impreza smutna. Gwoździem do trumny była decyzja o lokalizacji, chcieli zrobić profesjonalną, duża imprezę, nie do końca to wszystko wyszło. Mimo bogatego programu był on wciąż zbyt ubogi, aby zapełnić olbrzymie powierzchnie dwóch wydziałów i podstawówki. Konwent stracił swoją prawie rodzinną atmosferę, którą zapewniała widzewska szkoła. Mam nadzieję, że organizatorzy czegoś się nauczą. Więcej nie zawsze oznacza lepiej. Czasami warto powiedzieć stop i zamiast dodawać nowe rzeczy, dopracować te, której już są. Oczywiście, jak co roku na maile nie odpisują! Przy następnej okazji wyślę im gołębia pocztowego, albo odwiedzę organizatorów Kapitularza osobiście.