W przerwach między kolejnymi, dość absorbującymi jRPG’ami nabrałam ochoty na coś lżejszego. Szukałam relaksującej, niezobowiązującej pozycji, do której można przysiąść raz na jakiś czas, nie martwiąc się, że zapomnę, gdzie utkwiłam z fabułą lub co dalej trzeba zrobić. Mój wybór padł na Animal Crossing Happy Home Designer, którzy przyciągnął mnie, nie ukrywajmy – głównie ze względu na śliczną oprawę graficzną! Poczytajcie więc, czy warto utopić trochę grosza w tym przesłodkim narzędziu dekoratorskim.

Na samym początku muszę pochwalić naszego dystrybutora – Animal Crossing HHD jest pierwszą grą, którą udało mi się kupić w lokalnym Saturnie. Mało tego, po konkurencyjnej cenie w stosunku do internetu! Generalnie, do wyboru mamy trzy bundle: z konsolą i faceplatem (równie zresztą uroczym jak sama gra), gra z czytnikiem NFC i kartą amiibo, oraz najmniejszy pack – pudełko z grą i karta. Wybrałam ten drugą wersję, ponieważ Boberski ma “old” 3DSa, a przecież mógłby chcieć zaprojektować kilka domków ;) stosunek contentu do ceny też wydaje się przyzwoity (za sam czytnik NFC przyjdzie nam zapłacić nawet 70 zł…). Nie planuję natomiast dokupować dodatkowych kart, ponieważ są moim zdaniem dość drogie (20-30 zł za 3 karty plus dodatkowe 50 zł za album do zbierania) i nie oferują aż tak wiele – ot, dodatkowe domki do dekorowania, których pełno jest również w samej grze. Oddam im jednak sprawiedliwość – są naprawdę ładne i dobrze wykonane, co nieco usprawiedliwia tę cenę. Ale przejdźmy do sedna, czyli samej rozgrywki.

hni_0001

Znacie The Sims? Pewnie, że znacie, kto nie zna. Wyobraźcie sobie teraz grę okrojoną o aspekt symulacyjny życia i pozostawcie w niej samo budowanie i dekorowanie pomieszczeń. Tak najprościej będzie opisać Animal Crossing Happy Home Designer. Pierwszego dnia nasz bohater (a może bohaterka? Wybierzcie!) przybywa do pracy. Poznajemy sympatycznego Tooma Nooka, u którego dane nam będzie podjąć pracę dekoratora wnętrz. Prawdziwą przewodniczką po świecie projektowania okazuje się Lottie, która zdradzi nam wszystko, co o dekorowaniu powinniśmy wiedzieć. Od tego momentu zaczyna się cała zabawa z przestawianiem, ustawianiem i wybieraniem. W wiosce całe multum klientów czeka na przystrojenie ich apartamentów. Jeden klient (a co za tym idzie, jeden domek do zaprojektowania) symbolizuje jeden dzień w grze. Każdy wybiera swój styl przewodni – będą więc do wymyślenia wnętrza straszne, owocowe, słodkie czy książkowe. Z jednej strony za szeroką pulą tematów stoi też bogaty wybór wyposażenia; z drugiej jednak wymyślenie robotycznego wystroju pokoiku trochę psuło mi radość z gry. Co to za przyjemność upchnięcia wszystkich dostępnych mebelków z podobizną robota do jednego wnętrza? Dla mnie żadna. Na szczęście im dalej, tym więcej pola do popisu – odblokowuje się coraz to więcej itemów. Właściwie, aby je zdobyć nie trzeba nic robić, w toku gry otrzymamy wszystko, co potrzebne.

hni_0004

Gra też w żaden sposób nie zmusza do wypełniania stawianych przez nią questów (no, przyznam, że mebli przytarganych przez klienta wyrzucić nie można, a szkoda ;)) i praktycznie zawsze zwierzątko jest zadowolone z nowego wystroju swojego domku. Co jakiś czas pojawia się misja specjalna – zaprojektowanie budynków użytku publicznego ;) np. szkoły. Całkiem miła to odskocznia od dekorowania zwykłych, jednopokojowych domków i ogrodów dookoła nich. Brakuje mi jednak domów kilkupiętrowych – chętnie podjęłabym się zaprojektowania wszystkich pomieszczeń, takich jak np. łazienka czy kuchnia, a niestety ich standardowe wyposażenie nie mieści się w małym pokoju. Właściwie dla mnie to największy mankament tej gry; w Simsy grałam tylko w celu budowania domów i chętnie zbudowałabym je też dla zwierzaków. Mały stopień zaawansowania tego narzędzia jednak trochę mnie zniechęcił i do gry wracam od czasu do czasu, w celu zaprojektowania jednego domku – w tym systemie sprawdza się ona najlepiej. Wkurza mnie również fakt, że nie mogę zapisać więcej niż jednego stanu gry i, co za tym idzie, pożyczyć karta Boberskiemu i wraz z nim cieszyć się projektowaniem domków, a swoich klientów trochę jednak żal mu oddawać ;) Nie za bardzo pomyślano też o udostępnianiu fotek swoich domów w Miiverse – taka opcja owszem istnieje, ale jest trochę niewygodna (a może ja jej do końca nie rozgryzłam?). W każdym razie trudno było mi zrobić satysfakcjonujące zdjęcie i podzielić się nim w sieci. Niesamowicie żałuję, że ten aspekt społecznościowy nie został do końca dopracowany. Szkoda, ponieważ całkiem miło ogląda się wnętrza przystrojone przez graczy z całego świata, a potrafią wyczarować z dostępnego asortymentu prawdziwe perełki.

hni_0088

Oprawa graficzna nie odstaje od innych gier z serii Animal Crossing. Jest zatem kolorowo, dookoła czają się sympatyczne zwierzaki – mieszkańcy wioski, ale na szczęście nie gryzą! Wszystko utrzymane jest w raczej kolorowej, słodkiej, typowo japońskiej stylistyce. Mnie ona nie razi, raczej się podoba, jednak zdaję sobie sprawę, że część osób może ona do gry zniechęcać. Nie polecam (jak zawsze!) oceniania gry tylko po grafice (okładce? :)), ponieważ typowo dla Animali jest kojąco, miło i spokojnie. Muzykę dopasowano do tempa gry, nie narzuca się więc ani nie wysuwa na pierwszy plan, nie drażni.

hni_0098

Czy warto kupować Animal Crossing Happy Home Designer? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno tak, jeżeli poszukujecie czegoś na krótkie sesje przy Waszym 3DSie, a Waszą półkę okupują głównie jRPGi na wiele godzin. Raczej nie, jeżeli macie na uwadze poprzednie odsłony serii, które miały charakter symulatorów i przez to niewiele wspólnego (poza postaciami, właściwie nic) z powyższym spin-offem. Ja chciałam czegoś mało wymagającego i relaksującego, aby usiąść wieczorami z konsolą w ręku – i taki tytuł właśnie otrzymałam.

Plusy:
  • miła, odprężająca gra
  • urzekające projekty postaci i domków
  • zróżnicowanie projektów do wykonania
Minusy:
  • powtarzalność rozgrywki
  • drogie karty
Ocena ogólna
Animal Crossing Happy Home Designer, Trik, 2016-01-25

Platformy: 3DS
Rok wydania: 2015
Producent: Nintendo