Głośna premiera trzeciej części znanej edycji gier to zawsze dobry powód do nadrobienia zaległości. Tym bardziej, jeżeli chodzi o taką serię, która nie wybacza braku znajomości żadnej z poprzednich odsłon. Większość graczy będzie musiała obejść się smakiem czytając recenzje Kingdom Hearts III, zaryzykuje niezrozumienie głównego wątku fabularnego lub zdecyduje się na podróż w czasie, którą zapewniają nam twórcy dzięki Remiksom. My zdecydowaliśmy się na tę ostatnią opcję i pierwszy remake już za nami. Jak KH przetrwało upływ czasu? Czy nowsi gracze mają szansę polubić przygody Sory i jego przyjaciół? 90 godzin rozgrywki i możemy już odpowiedzieć na te pytania w pierwszej części dotyczącej crossoveru Final Fantasy z uniwersum Disneya.

Kingdom Hearts Final Mix

Trik: Do tej pory zachodzę w głowę, jak to się stało, że po dosłownie kilku godzinach dropnęliśmy HD 1.5 Remix na PS3 i nigdy do niego nie wróciliśmy. Zapewne to Final Fantasy XIII spowodowało głód gier jRPG i każda gra z elementami akcji wydawała mi się nie do przejścia. Final Mix, czyli pierwsza odsłona Kingdom Hearts obecna w remasterze, nie zestarzała się też najlepiej. Fabularnie wydaje się dość naiwna, graficznie – zbyt bajkowa, nie dawała powodu, aby zaczepić się przy niej na dłużej. Prolog na wyspach Destiny Islands okropnie się dłuży, przynajmniej do czasu, aż Sora (główny protagonista serii) zostanie zaatakowany przez cienie a ciemność pochłonie dwójkę jego najbliższych przyjaciół – Kairi i Riku. Tymczasem w innym świecie król Mickey znika, zostawiając Donaldowi i Goofiemu list, w którym nakazuje im znalezienie gościa potrafiącego obsługiwać Keyblade.

Boberski: Fabuła tej części jak i wszystkich kolejnych będzie się obracać dookoła tego “kluczowego ostrza”. Przyjdzie nam odwiedzić ogrom światów znanych z animacji Disneya. Pomimo mojego uwielbienia do niektórych uniwersów, poziomy w większości są źle zaprojektowane. Podwodna kraina syrenki Ariel doprowadza do szału swoją wielkością, dżungla Tarzana irytuje brakiem logiki w rozmieszczeniu kolejnych elementów lokacji, zaś Kraina Czarów zmusza do częstego zadawania sobie pytania: naprawdę teraz przez te drzwi? Od strony graficznej światy są fajne, moje ulubione Halloween Town wygląda tak jak powinno, a zwiedzając Agrabah czuć klimat Alladyna.

Trik: Chciałam tylko powiedzieć, że Atlandyda wkurzała mnie nie tylko wielkością, ale też topornym pływaniem. Budowa lokacji przypomina trochę stare gry platformowe, a sposób poruszania się Sory jest naprawdę drewniany. Praca kamery też pozostawiała wiele do życzenia, pewnie dlatego Trickmaster sprawił mi aż tyle problemów. Na szczęście, inaczej niż w oryginale, można ją obsługiwać gałkami analogowymi zamiast bumperami. Co cieszy, to gra w pełnych 60 klatkach – włączyliśmy Remix również na PS3 w celu sprawdzenia i naprawdę widać różnicę!

Boberski: Jedyne, co kompletnie nie ssie to ścieżka dźwiękowa. Utwory są mega dobre, słucha się ich z prawdziwą przyjemnością i dobrze oddają klimat tego, co akurat dzieje się na ekranie. Wspomniana infantylność fabuły jest dość powierzchowna i sugerowałbym dać sobie na wstrzymanie przed finalnym osądem. Nie popełnijcie naszego błędu. Z kolejnymi godzinami opowieść staje się coraz bardziej mroczna, kolejne wydarzenia sprawiają, że szczęka opada coraz niżej. Cukierkowa gra o wymachiwaniu przerośniętym kluczem nabiera charakteru i głębi. Warto trochę poczekać i w pełni wsiąknąć w tę historię.

Ocena Trika: Ocena Boberskiego:

Kingdom Hearts Re:Chain of Memories

Trik: Zainteresowani dalszymi przygodami Sory i jego kompanów od razu zabraliśmy się za kolejną część gry. W tym miejscu muszę wspomnieć, że Re:Chain do końca nie jest tym, czego możnaby się spodziewać po ukończeniu Final Mix – znacząco różni się gameplayowo i bajkowy charakter gry zostaje zachowany tylko częściowo. Fabularnie jesteśmy tuż za Final Mix, w końcu misja pokonania ciemności nie jest aż tak prosta, aby wypełnić ją kończąc tylko jeden tytuł, a przyjaciół do uratowania pozostaje jeszcze kilku. Warto wspomnieć, że tu po raz pierwszy pojawia się Organizacja XIII, która nadaje właściwego kolorytu nieco dziecinnej poprzednio historii.

Boberski: To, że gameplay się różni to i tak piramidalne niedopowiedzenie. Twórcy zaserwowali nam grę karcianą, tylko taką trochę biedną i niedorobioną. Spokojnie, Andrzej nie piekl się, że nie rozumiesz. Siadaj, już tłumaczę. Walka nadal jest prowadzona w czasie rzeczywistym, jednak tym razem w większości przypadków na polu bitwy jest tylko Sora. Aby zaatakować przeciwnika, trzeba korzystać z kolejnych kart, które mamy w talii. Znajdują się tam karty ataku fizycznego, magii czy przywołań. Rzucenie ich w konkretnej kolejności powoduje wywołanie umiejętności specjalnej. Niestety nie mamy nieograniczonej ilości kart, gdy deck się skończy musimy go przeładować co trwa czas, w którym przeciwnik radośnie może nam zrobić z tyłka jesień średniowiecza. Względem poprzedniej części, zmiany w rozgrywce są tak drastyczne, że większość osób po prostu tytuł wyłączy.

Trik: Z biegiem czasu da się przyzwyczaić do rozgrywki, czego najlepszym przykładem jestem ja. Mój ciąg do poznawania fabuły był tak silny, że powtarzałam wielokrotnie walki z bossami, jednak mniej masochistycznej części publiczności polecam granie w Beginner Mode. Standard ma tutaj wyśrubowany poziom a Proud Mode nie miałam ochoty nawet przetestować. Cóż, panowie z Organizacji są na tyle interesujący i mają na tyle absorbującą historię, że przy okazji nawet zdołałam polubić granie kartami.

Boberski: Po raz kolejny trafiamy do tych samych światów co w jedynce, jest to uzasadnione fabularnie jednak odrobinę denerwuje. Wszystkie lokacje przeszły swoisty recykling, co mocno odbiło się na jakości. Z półotwartych stały się zestawem zamkniętych pokoi. Każda kraina to od kilku do kilkunastu kwadratowych miejscówek z nudnym wystrojem i nadmiarem przeciwników. Wielokrotnie marzyliśmy o czymś, co zadziałałoby niczym Repel. Daje to podstawy, aby przypuszczać, że gdyby ta gra powstała dzisiaj i nie była remakiem, zostałaby zjechana od góry do dołu, za wszystko, od systemu rozgrywki, przez długość, aż do designu świata.

Trik: Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nadal bawiliśmy się dobrze. Mimo oglądania tych samych krain co w Final Mix. Mimo przechodzenia ich po raz drugi w ścieżce Riku. Do tego stopnia dobrze, że w Final Mix 2 zatęskniliśmy nieco za kartami… ale przed kolejnym Remiksem czekał jeszcze film.

Ocena Trika: Ocena Boberskiego:

Kingdom Hearts 358/2 Days

Trik: Daysy to najbardziej kontrowersyjny punkt powyższej kompilacji. Dlaczego? Ano dlatego, że z pierwowzoru na konsolę Nintendo DS wycięto wszystkie cutscenki i filmy i zmontowano je w całość. W miejsce misji wykonywanych przez Roxasa (tak! tym razem Sora nie jest głównym bohaterem) wstawiono plansze informujące o przygodach bohaterów. Takie rozwiązanie wytłumaczono tym, że nie dało się przenieść oryginalnej gry w całości na nowsze konsole; w wielu miejscach internetu można poczytać o słabych systemach rozgrywki i abilities, kontrowersyjnych decyzjach dotyczących designu. Najwyraźniej katowanie graczy gameplayem w Re:Chain można uznać za usprawiedliwione, a tutaj już nie :) Niemniej 358/2 Days przedstawia sobą najmocniejszą (w mojej subiektywnej opinii) fabułę – możemy poznać Organizację XIII od środka, dowiedzieć się, jakie mają motywy, do czego dążą, a także poznać ważną część historii Sory, od której właściwie rozpoczyna się Final Mix 2.

Boberski: Film trwa niecałe trzy godziny i ogląda się go przyjemnie. Moim zdaniem zrobienie w kompilacji trzeciej gry na kilkadziesiąt godzin byłoby przesadą. Po waleniu padem w czoło w Re:Chain, mogliśmy trochę odsapnąć i poukładać sobie zdobyte informacje. Oczywiście nadal nie wszystko jest jasne i wielu rzeczy trzeba się domyślać, ale to i tak dobry punkt startowy do ogarnięcia całości zawiązującej się intrygi. No i nasz główny anagramowy bohater Roxas jest wprost uroczy w swoim zachowaniu. Ma też podobnie głupie schematy myślowe jak Sora – przypadek? Nie sądzę!

Ocena Trika: Ocena Boberskiego:

Wszystkich zainteresowanych serią zapraszamy do kolejnej części recenzji, w której rozprawiamy się z drugim Remiksem.