Każdy kolejny rok to okazja do uczestnictwa w kilku doskonałych imprezach. Jedną z nich jest Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier, który zawsze w okolicach września pozwala na kilka dni oderwać się od szarej rzeczywistości. Dotychczasowe edycje przyzwyczaiły mnie to bogatego programu prelekcji, mnogości wystawców i dużej ilości wydarzeń na głównej płycie Atlas Areny. Z każdym kolejnym MFKiG mam coraz wyższe oczekiwania, liczę że impreza będzie lepsza i pozwoli na jeszcze przyjemniejsze spędzenie na niej czasu. Mimo że wydarzenie nadal ma ogromny rozmach i jest jest zdecydowanym “must go” każdej końcówki lata, to tym razem coś nie zagrało tak jak powinno. Dwudziesty dziewiąty Festiwal Komiksu zdecydowania odstawał od swoich poprzedników.
Wszyscy czytający nas od dłuższego czasu są przyzwyczajeni, że na imprezach weekendowych pojawiamy się w sobotę ok 14. Nasze lenistwo zaczęliśmy tłumaczyć sobie tradycją i zdecydowanie jest nam z tym dobrze. Po przybyciu na miejsce tramwajem numer 14, pierwszym sygnałem wieszczącym zmiany był brak ogromnej, sięgającej do bramy kolejki po bilety. Przy poprzednich edycjach, osoby nie posiadające wejściówek zakupionych wcześniej czekali nawet kilka godzin na wejście. Początkowo pomyślałem: wreszcie usprawnili wszystko i zaczęli sprawnie sprzedawać opaski oraz identyfikatory. Niestety to założenie okazało się błędne zaraz po akredytacji i wkroczeniu na teren festiwalu. Bez większego problemu obeszliśmy wszystkich wystawców i przejrzeliśmy ich asortyment, co w poprzednich latach ze względu na tłok było praktycznie niemożliwe. Dużo mniejsza ilość odwiedzających bardzo rzucała się w oczy w tak ogromnym obiekcie jakim jest Atlas Arena.
Pomimo mniejszej publiki wystawcy jak co roku dopisali i każdy kto chciał wydać trochę oszczędności bez problemu mógł to zrobić. Swoją ofertę zaprezentowała znaczna większość polskich wydawnictw mangowych, plejada sklepów komiksowych, growych i tych z przeróżnymi bibelotami. Poza komiksami amerykańskimi, japońskimi i polskimi wszyscy zainteresowani mogli kupować pluszaki, figurki, kubki, podkładki na biurka, przypinki i wszystko inne co tylko nerdowi się zamarzy. Innymi słowy bardzo łatwo było zostawić w Atlas Arenie grubszy plik banknotów. Udało mi się porozmawiać z kilkoma zaprzyjaźnionymi przedsiębiorcami i okazało się, że w przeciwieństwie do poprzedniego roku są bardzo zadowoleni z poziomu sprzedaży. Nie ma co ukrywać, Trik i ja również poświęciliśmy kilka złotych celem uzupełnienia naszej komiksowej kolekcji i zakupienie paru gadżetów do upiększenia mieszkania. Na ścianę małego pokoju trafił wallscroll przedstawiający naszą bratnią duszę – D.Ve, a lodówka jest obecnie strzeżona przez parę Pradawnych Cthulhu!
Mimo że spokojnie całość festiwalu dało się chodzić między sklepikami oglądać towar i kupować, to jednak postanowiliśmy odwiedzić kilka prelekcji z naszego ukochanego Manga Corner. Klasycznie zawitaliśmy na “Konferencje wydawców” i uzupełniliśmy swoją wiedzę o nowościach wydawniczych. Nie ukrywam, że obecnie nie jesteśmy na bieżąco dlatego warto było poświęcić kilka minut i zobaczyć co każdy z przedstawicieli miał do pokazania. Kolejnego dnia byliśmy również gośćmi na “Ciężkie życie Japonki pracującej – czyli o mangach josei w Polsce”, temat wyjątkowo interesujący. Prowadząca, Katarzyna Irienna Żarnowska kompleksowo przedstawiła jak wygląda zawodowe życie płci pięknej oraz jakie problemy wynikają z przywiązania Japończyków do starych i utartych wzorców. Niestety, inne prelekcje, których było niemało, albo już widzieliśmy albo nie były interesujące. W efekcie poprzestaliśmy jedynie na tych dwóch, wynik może nie imponujący ale za to spędziliśmy czas bardzo satysfakcjonująco! Wszyscy niezainteresowani tematyką japońską mogli skierować swoje kroki do jednej z pozostałych siedmiu sal prelekcyjnych gdzie poruszane były przeróżne tematy dotyczące komiksów, realizowane spotkania autorskie i prowadzone warsztaty z rysunku czy kreowania fabuły. Jeden człowiek nie był w stanie być wszędzie tam gdzie działo się coś ciekawego, szczególnie gdy jego zainteresowania były bardziej ogólne lub zachaczały o więcej niż jedną dziedzinę.
Fakt, że w tym roku coś nie zagrało tak jak powinno najlepiej było widać po głównej płycie, na której przez większość czasu nic się nie działo. Nie było żadnego turnieju czy innego epickiego grania na żywo. W przeciwieństwie do przednich lat organizatorzy postarali się o więcej konsol, PCtów i setów VR. Pojawiło się nawet kilka retro automatów na złotówki z klasycznymi strzelankami i wyścigami. Mimo dużo lepszego zaplecza technicznego w całym sektorze zdecydowanie brakowało życia i energii. Nawet wyjątkowo zawsze popularny cosplay przyciągnął pod scenę dużo mniej osób. Zrezygnowano też z umiejscowienia strefy Game Jam na płycie i przeniesiono ją do jednego z bocznych pomieszczeń, obserwowanie pracujących deweloperów było atrakcją samą w sobie i pamiętam ludzi siedzących na widowni i śledzących poczynania uczestników. W tym roku nawet nie odwiedziłem miejsca, w którym przebywali, nie wiedziałem jaki był temat i kto wygrał starcie. Moim zdaniem organizatorzy zmarnowali potencjał jaki dawała bitwa twórców gier. Szkoda.
Miejscem niezmiennym od lat, niezruszonym i nie poddającym się żadnym trendom była strefa gier planszowych umiejscowiona, podobnie do poprzedniego roku, w oddzielnym budynku tuż obok Areny. Tam niezależnie od tego, co dzieje się na reszcie festiwalu, jest pełno osób grających w przeróżne planszówki, karcianki i bitewniaki. Można powiedzieć, że to taki inny wszechświat i spokojnie mógłby robić za odrębną imprezę. Oczywiście wszystko to zasługa ludzi, którzy przyszli, usiedli do stołów i godzinami przesuwali pionki, rzucali kostkami i losowali karty. Niemniej kolejny wielki plus dla organizatorów za kompleksowe ogarnięcie i dostarczenie wszystkich niezbędnych przedmiotów. Stolików i krzeseł nie brakowało, a gier w przeróżnych klimatach i konwencjach było pod dostatkiem.
Ostatnim, niemniej ważnym punktem imprezy, był catering. Niestety foodtrackow było dużo mniej i nie były tak różnorodne jak rok wcześniej. Udało się nam zakupić piwo festiwalowe z Piwoteki oraz zjeść doskonale przyrządzone tortille. Plusem wszystkiego były stosunkowo małe kolejki, jedzenie dostarczano szybko i sprawnie a i ceny były bardzo rozsądne. Trochę się zawiodłem brakiem przyczepy z włoską pizzą, ale wybaczam im to. Trik przeprowadziła śledztwo i okazało się, że mogę ich odwiedzić w dowolnym innym terminie udając się na ulicę Piotrkowską. Daję dużą okejkę za jakość jedzenia i upraszam organizatorów o zaproszenie większej ilości restauracji na następną edycję.
Podsumowując, tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier był swoistym paradoksem. Jednocześnie gorszy i lepszy od swoich przedników. Mniejsza ilość odwiedzających i brak epickich wydarzeń na głównej scenie i płycie, zestawione było z bogatym programem prelekcji i ciekawymi prelegentami. Więcej sprzętu do grania i mniej osób grających, oglądających zmagania innych. Fenomenalna jakość jedzenia i dramatycznie mały jego wybór. Wszystko to sprawia, że ciężko jest jednoznacznie ocenić całość festiwalu. Mimo wszystko bawiliśmy się z Trikiem bardzo dobrze. Z całych dostępnych nam sił trzymamy kciuki za kolejną edycję i życzymy samych sukcesów! Nie ważne jest te kilka potknięć i dziwnych decyzji, nadal jesteście najlepsi a Wasza impreza to obowiązkowa pozycja w corocznym kalendarzu każdego nerda i geeka!